czwartek, 10 sierpnia 2017

Homo, gej, czy może pedał? Określeń jest wiele, niektóre obraźliwe, niektóre neutralne, a niektóre tylko koloryzujące obraz sytuacji. Właśnie obraz za którym kryje się człowiek, chłopiec, mężczyzna, ale także ojciec, mąż czy nawet ksiądz. Nie ma co ukrywać, wielu ludzi nie  potrafiących pogodzić się z swoją orientacją, postanawia  udawać kogoś kim nie jest,  próbując dopasować się w standardy w ich rodzinach, miastach. Prawa jednak wychodzi na jaw, jednocześnie wywołując rozczarowanie wśród bliskich. Takie skandale, zwłaszcza w wypadku duchownych są rozgłaśnianie przez media, godząc w cały Kościół (sam wierzący nie jestem jednak zachować trzeba szacunek do tej instytucji). I co z takim fantem zrobić? Czy ukrywanie się jest błędem? Może próbą dostosowania się do norm? Jedno jest pewne jest okłamywaniem samego siebie, co można dostrzec wokół nas w świecie podwójnych standardów. Od razu mówię, nie ma złotego środka, ja wybrałem życie, które mi odpowiada, jak ktoś pyta to odpowiadam, nie afiszuję się, nie nazywam nikogo homofobem, twoje poglądy - twój wybór, niegdyś słyszałem piękne przysłowie: racja jest jak dupa, każdy ma swoją, a twoją się nie interesuje. 

To znowu ja :D

Przyznaję się do błędu. Hipp hipp hurra. Nie miałem czasu, chęci, motywacji, zdrowia, (wybierz sobie jedno, które ci pasuje najbardziej, o drogi czytelniku). No cóż, mea culpa, moje pisanie nie stanowiło części mojego życia, było do niego dodatkiem, i mimo usilnych starań by tak się stało, no nie udało się. Powracam po raz hmmm…. któryś, może na dłużej, może na której, się zobaczy. Zamierzam teraz wprawiać się w tekstach przeróżnych krótszych, czasem dłuższych, które raczej nie będą stanowić dłuższych serii, staram się poćwiczyć jedynie formę i znaleźć ewentualnie tą właściwą, tym razem niestety bez bety :( no cóz, maturę biedna pisała mam nadzieje, że jej poszła genialnie, i straciłem z nią kontakt, nawet bardziej z mojej winy

wtorek, 14 marca 2017

Powrót młodego gniewnego*

Poprzedni był zatytułowany koniec, ale czasem koniec może okazywać się początkiem nowego czegoś. Tak jest u mnie. Chorowałem, choruje i chorować będę, ale to nic aż tak bardzo poważnego, ble ble ble. Pisać mogę, może nie wszystkich to cieszy, ale niektórym może to i owszem. Wiem że poniższy rozdział jest poniekąd straszny, ah te moje powtórzenia, ale przyznam szczerze, że bardzo mało pisałem ( w domyśle nic). To teraz, żeby was nie zanudzać, przejdę do części właściwej...



                                               Rozdział IX




Rozmowa w drodze powrotnej się nie kleiła, Krystian zastanawiał się czemu. Może powodem był brak wspólnych tematów, albo z nim coś było nie tak, rozmyślał. W każdym razie miał zbyt mało doświadczenia w związkach by aby to zmienić. Jak na złość Konrad tez nie podjął żadnej próby rozmowy. Młodszemu było trochę żal, ale nie wiedział jak to zmienić. Tak szli w milczeniu do domu babci. Gdy tam doszli, starszy przytulił się na pożegnanie, pogłaskał pieska i odszedł rzucając krótkie „cześć". Krystian poczuł się bardziej samotny niż w całym swoim życiu. Jednak humor poprawiła mu babcia, która czekała z kolacją. Powiedziała również, że była na zakupach, więc wszystko dla szczeniaka było już uszykowane. Za legowisko miał mu służyć stary koc w kącie, ale chłopak nalegał, żeby pozwoliła mu zabrać szczeniaka do swojego pokoju.
Gdy tylko usłyszał, że babcia idzie spać, Krystian wymknął się z pokoju, i wrócił do niego z małym, puchatym szczeniakiem. Piesek na początku nie chciał spać, więc chłopak musiał go głaskać, a gdy ten zrobił się senny, przytulił puszystą kulkę. Była bardzo ciepła. Chciał się tak wtulić w Konrada, o ile w ogóle będzie taka możliwość.
Obudził się wyjątkowo nie przez babie czy budzik tylko przez pojawienie się nagłego ciężaru na jego brzuchu. Okazało się, że zwierzakowi znudziło się leżenie na pościeli i poszukiwał innego legowiska. Za cel wybrał sobie właśnie brzuch chłopaka. Mimo to, Krystian nie chciał go budzić - tak słodko wyglądał. Jednak ten się obudził, podszedł w kierunku twarzy Krystiana i zaczął lizać szorstkim językiem jego twarz.
- Przestań- powiedział mężczyzna i najdelikatniej jak umiał, odsunął psa. Przytrzymał ręka, gdy druga kierowała się do telefonu. Na wyświetlaczu widniała godzina 6. Jak to małe coś mogło obudzić go o tak wczesnej porze?
Poszedł pod prysznic, a gdy wrócił, zastał szczeniaka rozciągniętego prawie na całej szerokości łóżka, mimo że nie był taki duży. Krystian ubrał się, po czym wziął prawie śpiącego małego na ręce, po czym zszedł cicho po schodach, by nie obudzi babci. Chciał wynieść pieska na dwór, by załatwił to, co trzeba, a nie chciał budzić staruszki.
Jednak babcia, jak przystało na porannego ptaszka, już czekała, patrząc na schody.
- Wiedziałam, że go zabierzesz do siebie- pogroziła mu palcem.
- No ale- zaczął się tłumaczyć chłopak.
- Dobrze, już dobrze. Za 5 minut śniadanie - wskazała na drzwi - a teraz go wyprowadź.
Na dworze było ciepło, słońce dopiero co wstawało, oświetlając delikatnie kolorowe rabatki. Chłopak puścił szczeniaka, który, gdy tylko dotknął ziemi, zaczął obwąchiwać kwiatki, przy okazji depcząc i łamiąc niektóre z nich.
- Ty mała paskudo, chodź tu, bo gdy babcia się dowie, przybędzie jej nowy dywanik - powiedział Krystian, chwytając go na ręce i przenosząc na trawnik. Mały nawet się nie przejął tym faktem, dalej siedząc z nosem tuż nad ziemią. Potem się załatwił.
Krystian znów wziął go na ręce i zaniósł do domu jak małe dziecko. Piesek jeszcze nie reagował na swoje imię, trzeba go będzie tego nauczyć, pomyślał.
Tuż przy przekroczeniu progu usłyszał głos babci dobiegający z kuchni
- Ręce - upomniała go staruszka.
- Dobrze, już myje - odpowiedział Krystian, poruszając się leniwie w stronę łazienki, po czym poszedł do kuchni na śniadanie, na które był smażony boczek. Zapach przyciągnął szczeniaka do pomieszczenia.
- nie karm go przy stole - rozkazała babcia, gdy tylko zobaczyła, że chłopak schyla się z kawałkiem boczku pod stół - potem będzie się tylko plątać po kuchni.
- No dobrze - odpowiedział z lekkim smutkiem Krystian, widząc proszący wzrok psa. Po skończonym posiłku chłopak poseł razem ze zwierzakiem czytać książkę.

Ze snu wyrwał mnie okrzyk tej osoby, która dała mi jeść Mówiła, że przyszła osoba, która była tutaj wczoraj. Gdy tylko on wszedł po tych stromych stopniach ogon, sam nie wiem czemu, zaczął się ruszać, dziwne uczucie. Zszedłem z łóżka, a osoba, przez którą mój ogon przestał się mnie słuchać, dotknęła mojego grzbietu i gładziła mnie, wprawiając w niemałą euforię. Potem podeszła do wspaniałego wybawiciela z pudełka, który siedział nad czymś i regularnie poruszał ręką.
Ludzie są dziwni, lepiej wyjść na dwór i pobiegać za tymi stworzeniami, które łażą po drzewach. Mają wąsy i uciekają, gdy do nich mówię. Wybawiciel wstał i objął osobę, która była tu wczoraj. Ja uważałem, że trzeba się najpierw obwąchać. Następnie oboje usiedli na łóżku i zaczęli wkładać sobie języki do ust, kolejny nienaturalny zwyczaj. Iska to się sierść, ale oni z powodu tych paru Kłaków na głowie, nabrali nowych zwyczajów.
Drzwi były otwarte. Postanowiłem sam wybrać się w podróż. Schodziłem po stromych schodach, moje krótkie łapki nie nadawały się do takich wysokości. Wyniuchałem smakowity zapach i poszedłem za nim, wchodząc do pomieszczenia, gdzie trzyma się jedzenie i w którym stoi biała wielka świątynia, która buczy, jest zimna i ludzie ją otwierają, gdy są głodni.
Tutaj też była osoba, która dała jeść, akurat stawiała ludzkie miski na tym, co jest gorące i trzeba uważać. Ludzie mówili na to gotowanie, no może coś innego, ale teraz już nie pamiętam. Podszedłem do niej i potarłem noskiem o jej nogę
- Dostaniesz trochę- powiedziała, czochrając mój grzbiet, co znowu wprawiło mnie w stan euforii... Dała mi mięso. Było smaczne. Zrobiłem się senny, pamiętałem o kocu, na którym się położyłem i zasnąłem. Śniły mi się kości, boczek i bieganie na dworze.

Z jednej strony Krystian cieszył się, że Konrad do niego przyszedł, z drugiej strony były to też chwilę niezręcznego milczenia, jednak ciepło jego ciała przytulonego do niego, gdy leżeli wtuleni w siebie. Starszy zaczął całować młodszego, jednocześnie jedna ręka zaczęła wędrować delikatnie po brzuchu, kierując się w stronę rozporka. Krystian zatrzymał ją.
- To za wcześnie - rzekł.
- Dlaczego?- zapytał Konrad - Chcę cię tak bardzo.
Młodszy podniósł się na łóżku - Chcesz?
- Podobasz mi się - powiedział student - i chyba coś do ciebie czuje.
Krystian nie odpowiedział, tylko przytulił się do niego, jeszcze nikt czegoś takiego mu nie powiedział.
- Wiesz, babcia jedzie do jakiejś ciotki na weekend i zostaje sam w domu - powiedział zdecydowany. Trzeba iść do przodu, pomyślał.
- Jesteś taki słodki- powiedział Konrad i pocałował go w usta.
Sobotni wieczór nadszedł szybciej, niż Krystian mógł się spodziewać. Nie wiedział jak się do niego przygotować. TO miał być jego pierwszy raz. Usłyszał dźwięk dzwonka, zszedł po schodach i otworzył drzwi. Stał w nich Konrad, w białej koszulce, lekko obcisłej podkreślającej płaski brzuch, oraz w czarnych jeansach, które idealnie opinały zgrabny tyłek. Młodszy poczuł ciepło w okolicy pasa.
- Zdecydowany?- spytał, wchodzący przez próg chłopak.
- Tak odpowiedział gospodarz domu. Poszli po schodach. Gdy tylko drzwi od pokoju się zamknęły, starszy namiętnie zaczął całować Krystiana, jednocześnie, kierując go w stronę łóżka. Po czym delikatnie popchał go na nie. Młodszy padł na nie, a jego koszulka delikatnie się podwinęła, ukazując bladą skórę. Konrad chciał ja całować. Położył się na nim, jednocześnie ściągając swoją koszulkę. Krystian patrzył się na gładki, lekko umięśniony tors chłopaka. Zaczął po nim delikatnie wodzić dłońmi, które mu drżały, ale skierował je do rozporka. Rozpiął go.
- A ty? - zapytał zaczepnie starszy- wyskakuj z ciuchów - powiedział z lubieżnym uśmiechem, jednocześnie prawie ściągając zarówno górę, jak i spodnie młodszego. Został w samych bokserkach. Konrad też się rozebrał, zostając w samej bieliźnie. Były to czerwone wąskie slipy, na których odznaczało się ogromne wybrzuszenie. Krystian się trochę przestraszył. Bał się bólu, jaki wiązał się z seksem. Starszy dostrzegł to.
- Nie bój się będę delikatny - powiedział, po czym zaczął całować młodszego chłopaka, od ust zaczynając i schodząc w dół, najpierw do szyi, a następnie językiem zatoczył krąg na każdym z sutków, po czym jednego z nich musnął zębami. Z ust Krystiana wydobył się lekki jęk, co jeszcze bardziej to nakręciło studenta. Chciał go już, teraz, ostro, ale wiedział, że go skrzywdzi. Nie chciał tego. Zębami ściągnął mu bokserki od kolan, szarpnął nimi, nie bawiąc się dalej. Przed nim leżał całkowicie nagi chłopak, który wstydził się swoich reakcji, zaciskając kurczowo nogi.
- Odpręż się - poprosił, po czym zaczął masować ręką penisa Krystiana, który pod dotykiem Konrada zaczął twardnieć, stawał się coraz większy. Nie był wcale taki mały, pomyślał, po czym włożył go sobie do ust i zaczął delikatnie ssać, tamten zaczął głośno jęczeć. Dobre, że nikogo nie było w domu, bo wszyscy by go słyszeli. Konrad miał wprawę, wiedział to, a jego własna mina pewnie jedynie to pokazywała.
Zaczął energicznie wodzić głową w górę i dół, a tamten zaczął coraz głośniej jęczeć, na koniec zakręcił językiem wokół żołędzia, po czym podniósł głowę, żeby Krystian za wcześnie nie skończył. Przed nami cała noc, pomyślał.
- Teraz twoja kolej- powiedział, po czym położył się na plecach, zakładając ręce za głowę. Młodszy delikatnie ściągnął majtki, po czym zaczął nieumiejętnie, mu walić. Stawał się on ogromny i twardy, a na twarzy chłopaka pojawił się coraz większe zaskoczenie, które dotyczyło wielkości tego potwora. Krystian próbował włożyć go do ust, ale wiedząc, że to był jego pierwszy raz.
Uważaj na zęby- ostrzegł starszy, gdy ten zawadził o delikatny żołądź.
- Przepraszam, szepnął Krystian, po czym zaczął rytmicznie ruszać głową w górę i w dół, jednak nie umiał włożyć więcej niż połowę. Ach te prawiczki, pomyślał student. Złapał go za włosy i wsadził mu całego do ust. Tamten zaczął się nim krztusić.
- Nie rób tak więcej - powiedział młodszy
- No dobrze, już nie będę- powiedział Konrad z niewinnym uśmiechem - a teraz kontynuuj, coraz lepiej ci to idzie. Starszy rozciągnął się na łóżku i rozkoszował się przyjemnością, która wzrosła, gdy drugi zaczął używać języka. Po chwili Konrad złapał młodszego za brodę i przyciągnął go do swoich ust, całując go i czując lekko słonawy smak na wargach Krystiana. Kładź się, rozkazał, a tamten posłusznie to uczynił.
Delikatnie zaczął masować jego ciasną dziurkę. Nie spinaj się tak, będziesz odczuwać mniejszą przyjemność, rzekł, po czym ugryzł go w ucho, na co tamten odpowiedział jękiem. Trochę się rozluźnił, zauważył starszy zadowolony.
- Wejdź we mnie- jęknął napalony Krystian, któremu przyjemność zaczęła przysłaniać ból.
- Jak sobie życzysz- powiedział student, po czym pomógł sobie ręką, kierując swojego penisa na dziurkę młodszego, szkoda, że nie miał żelu, może prościej byłoby w niego wejść, no ale trudno, pomyślał, po czym pchnął z całej siły, łamiąc wcześniejszą obietnicę o delikatności, wchodząc od razu cały. Tego, co wydobywało się z ust Krystiana, nie można było nazwać jękiem, to był wrzask. Konrad zaczął się w nim szaleńczo poruszać, najzwyklej raniąc jego ciasny tyłek. Młodszego to bardzo bolało. Nie czuł przyjemności. 

- Przestań -  wydobyło się jego warg.
-Jestem zbyt nakręcony - wydyszał student, wiedząc, że nie mógł się powstrzymać od tego działania, wiedział jednak jaki sprawa ból swojemu partnerowi. Potem mu to jakoś wynagrodzi. Musiał zwolnić, żeby nie skończyć za szybko. Wyszedł z młodszego, po czym całując go delikatnie, przewrócił na plecy. Widział łzy Krystiana.

- Teraz będę delikatniejszy - obiecał, ale nie wiedział, czy tego dotrzyma. Położył nogi Krystiana na swoje ramiona, następnie wszedł w niego powoli, zatrzymując się, gdy tylko na twarzy młodszego dostrzegł najmniejszy grymas. W końcu był już w połowie długości swojego penisa. Zaczął go bardzo wolno posuwać, powoli się zagłębiając w ciepłym wnętrzu Krystiana. Na twarzy młodszego malowała się coraz bardziej zadowolona mina, zniknęły łzy i można było usłyszeć delikatne oraz słodkie jęki, które coraz bardziej nakręcały Konrada, ale wiedział, że nie może przyspieszyć tempa. Ręka młodszego wędrowała już do jego własnego kutasa, chcąc sobie ulżyć, starszy jednak go złapał.

- Ja się tym zajmę - powiedział, po czym schylił się i mocno pocałował go, językiem badając jego usta. Chwycił jego penisa i zaczął poruszać w górę i w dół. Wiedział, że to długo nie potrwa. Zaczął się szybciej poruszać, a ich oddechy przyspieszyły. Młodszy skończył pierwszy, brudząc brzuch starszego. Nie spodziewał się takiej ilości spermy na swoim torsie. Chwilę po tym skończył Konrad, zalewając wnętrze Krystiana ciepłym nasieniem. Jeszcze chwilę pozostał w swoim chłopaku, po czym delikatnie się wysunął. Przytulili się, a pomiędzy nimi była sperma, która dodatkowo ich spajała. Konrad za wszelką cenę chciał odwrócić uwagę młodszego od plam krwi, na prześcieradle, zrobiło mu się żal jego, bo wiedział, że nie powinien tak ostro działać. Zaproponował pójście pod prysznic, oczywiście wspólny. Krystian się zgodził. Całowali się cały czas w drodze do łazienki, po czym wzięli kąpiel, zmywając z siebie spermę oraz po - świadectwo ostrego seksu. Starszy wyszedł pierwszy i poprawił kołdrę tak, żeby zasłoniła prześcieradło. Po czym się położył i czekał na młodego, rozmyślając, jak będzie wyglądała druga tura.





*ten tytuł zaczerpnięty z nazwy pliku, który mi podesłała moja ukochana edytorka, na cześć której HIP HIP, HURRRAA

piątek, 11 listopada 2016

Koniec

Z racji multum nakładających się rzeczy, ważnych i mniej ważnych, oficjalnie zawieszam blog. Nie wiem czy powrócę, ale nie chce pisać marnie, jak ostatnio, straciłem wenę, siłę i motywacje. Nie lubię składać obietnic bez pokrycia, ale nie wiem czy wrócę. Poznałem kogoś, znów, ja to zawaliłem, trudno, będę żyć dalej, ale no cóż, w większej samotności, a przelanie myśli na tekst jakoś mnie uspokaja, jednak nie chce by ta osoba poprzez moje opowiadania zobaczyła jak za nią tęsknie. Trzeba żyć dalej. Do kolejnego popisania, miło było was poznać, swojej ukochanej becie dziękuje za współpracę i gratuluję za wytrzymanie ze mną i jestem wdzięczny za wsparcie, a także Luanie, która była tą, dzięki której zacząłem publikować.

Ps. Dodam napewno coś na mikołajki i na święta. I odzyskałem kontakt z betą ^^

O życiu w ukryciu, czyli jak wyjść do ludzi

Tak, to znowu ja wcielenie Grissa-eseisty. Nie wiem dlaczego, ale uwielbiam pisać przydługie wstępy. Nawet mi przez chwilę przyszło na myśl rozgraniczenie tego - oddzielenie bloga od takich wstępów, by móc je rozwinąć w coś rodzaju eseju, ale no cóż boję się, że będą zbyt nudne. Może podzielcie się komentarzami, co o tym pomyśle sądzicie. Czekam. Ktoś ma dzisiaj przyjść. O ile nie będzie zbyt zmęczony. Ktoś. Ciekawi mnie czy zostanie w moim krótkim życiu na dłużej, czy tylko przemknie i zniknie jak późno jesienny motyl. A być może wcale nie przyjdzie. Poczekamy, zobaczymy. Miasto moje nowe mnie przeraża. Ludzie, tutejsze społeczności, wszystko jest po prostu dziwne. Co ja tu robię, dlaczego czysty przypadek zagnał mnie akurat tutaj? Także nie przeciągając, rzucam wyzwanie miastu: Teraz się spróbujemy! (jeśli wiesz, z czego to cytat popisz się w komentarzach :D. I tak będziecie sprawdzać w Googlach). Rozdział VIII Chwila w jego ramionach wydawała się wiecznością, pragnął tak zostać na zawsze. Ale to, co dobre zawsze kiedyś się kończy. Krystianie wiem, że się dobrze bawisz, ale idziemy- usłyszeli obydwoje. Odskoczyli od siebie, przypomniawszy sobie o otwartych drzwiach, przez które każdy mógł tu wparować. - Uch, minęło tyle czasu... - powiedział Konrad. Patrząc na zegarek na biurku. - Kiedy to minęło? - zdziwił się młodszy z chłopaków. - Zobaczymy się jeszcze?- zapytał się starszy z nadzieją w głosie. - Głupku no oczywiście - powiedział Krystian i rzucił w chłopaka poduszką. - Wpadnę do ciebie później - zapewnił. - Dobrze - powiedział młodszy, przytulił się i wyszedł, bo wiedział, że inaczej babcia tu przyjdzie ponaglić wnuka. - Coś ci humor wrócił- zauważyła babcia, widząc wnuka schodzącego po schodach, w radosnym nastroju. - Tak jakoś - odparł młodzieniec. - Coś z Konradem? - dopytywała się staruszka. - Babcia…-uciął Krystian. Nie chciał się niczym przed nią chwalić. Nie wiedział nawet, czy jest czym. Nie był pewny sytuacji. A co jeśli wciąż pozostawał zabawką w rękach starszego chłopaka? Te myśli nie dawały mu spokoju. Babcia dostrzegła zmartwioną twarz Krystiania. Strategiczna zmiana tematu pomyślała. - Co chcesz na kolację?-zapytała. - Nie wiem, cokolwiek. Wszystko, co zrobisz i tak będzie pyszne- powiedział chłopak, jednak jego myśli wciąż krążyły wokół wydarzeń sprzed paru chwil. Nie mógł się skupić nawet na rozmowie. Cała sytuacja go przytłaczała. Był jednak ciekaw, co będzie dalej. Czy to, co ich łączy, się rozwinie, czy wręcz przeciwnie - umrze samoistnie. W atmosferze milczenia dotarli do domu. Jednak u drzwi leżała niespodzianka. Średniej wielkości karton, z którego dobiegały piski. - Cholera, znowu ktoś coś podrzucił - przeklęła babcia. Krystian podbiegł do pudełka. W jego środku wiła się śnieżnobiała kulka. - Co to wnusiu? - Zapytała staruszka. - Nie wiem - przyznał Krystian. Białe coś było zwinięte w ścisły kłębek. - Nie dotykaj, jeszcze cię czymś zarazi- zawołała babcia, widząc chłopaka wkładającego ręce do środka. Wyciągnął cosia na zewnątrz - był to malutki szczeniaczek. - Jesteś mój - powiedział i przytulił się do pieska, który tylko cichutko pisnął. - Babciu, mogę go zatrzymać? - Ale to jest ciężkie, jest za mały, być może nie przeżyje, pewnie jest chory…- zaczęła wyliczać staruszka, jednak Krystian jej przerwał. - To mogę? - Jeśli będziesz za niego odpowiadał, płacił i wychodził na spacer. Ja do tego ręki nie przyłożę. Teraz pozostawała kwestia imienia. Krystian jednak z nią nie miał problemów. - Nazywasz się Einsam, w skrócie Sam i tyle - powiedział chłopak. - Babciaaa, gdzie jest tu najbliższy weterynarz? - Na drugim końcu wsi, ale ja teraz jestem zajęta. Zadzwoń po Konrada, niech cię zaprowadzi - poinformowała babcia. Krystian ucieszył się z wizji tak szybkiego spotkania się z nim. Wyciągnął telefon i wybrał jego numer. Tamten od razu odebrał. - Cześć, mam sprawę. Zabierzesz mnie do weterynarza?- zapytał maturzysta. - Yyyy, a nie wolisz iść do zwykłego lekarza? - Kwestionujesz moją ludzką naturę?- wyraził oburzenie Krystian. - Nieeee, nic, wcale…- śmiał się Konrad. - Mam psa, z nim, a nie ze mną, to co masz czas? - Dla ciebie zawsze, słodziaku. - Jak cię dorwę...- tu starszy chłopak przerwał wywód mówiąc "też cię lubię" i się rozłączył. Krystian nie wiedział zbytnio co przez tę chwilę, ze sobą zrobić więc siadł przed drzwiami po turecku i zajął się głaskaniem psa. Mała kulka, choć z początku bała się ręki nowego właściciela, teraz już z większą ufnością nie kuliła się przed dotykiem. Chłopcu przyszło na myśl, że zostaną dobrymi przyjaciółmi. Tak minęły mu chwilę oczekiwania. Zza rogu wyszła postać, którą tak bardzo pragnął mieć przy sobie, przy której jego serce przyspieszyło. - Dawno się nie widzieliśmy - zażartował Konrad - Tak, bardzo. To jest Sam - przedstawił Krystian, podnosząc pieska do góry. Starszy wyciągnął ręce po psiaka, na co młodszy przytulił białą kulkę do siebie. - Nie dam ci go, on jest mój i tylko mój. - Ej no, geez, też chcę go potrzymać. - Nie dam. Chodźmy już do tego weterynarza. - Pospieszył. - Ok, za mną marsz! - Zarządził starszy. Czas minął im na rozmowie o błahych sprawach takich jak deszcz, a raczej jego brak, podziwianiu ogródków, w których krzątali się zapracowani mieszkańcy. Nikt nie wiedział, jak to jest, że każdy w tej malutkiej wsi mal zawsze utrzymany na wysokim poziomie trawnik oraz grządki z kwiatami, pomimo pracy, oraz innych obowiązków. Była to swego rodzaju tradycja, a nikt nie chciał się wyłamać z szeregu. Choć ogródki także świadczyły o majętności właścicieli. W niektórych zza kwiatów wyłaniały się altanki oraz śmieszne rzeźby, w drugich rosły zwykle kwiaty, dostępne za grosze na targu. Tworzyły one mozaikę, której wzorca nie znał nikt. Dodawało to swego rodzaju uroku tej małej mieścinie, w której pomimo różnic społecznych panowała życzliwość. Dwójka młodych mężczyzn w atmosferze ciągłych powitań przemaszerowała przez wioskę. Spacer znużył Sama, który zasnął na rękach Krystiana, a ten nie chcąc go budzić, starał się nie bujać rękoma, jednocześnie powiedział Konradowi, żeby ten się uciszył, bo nie chciał obudzić pieska. Weterynarz urzędował w zwykłym domu, niewyróżniającym się ani szyldem, ani napisem. Mimo wszystko była u niego kolejka ludzi z masą różnych zwierząt. Przed nimi między innymi w kolejce była kura i królik, oba zwierzęta trzymane przez starsze kobiety w tradycyjnych chustach. Gawędziły o polityce. Kto co i jak zrobił. Wtem wyszła młoda kobieta, uprzejmie zapraszając panią z kwoką do środka. - To jest weterynarz?- zapytał się Krystian. Konrad nie zdarzył odpowiedzieć, gdyż rozmowę podjęła staruszka z królikiem. - Oj tak, nasza pani jest aniołem, a do tego zdolna jak nikt. Krowie pomoże, kurze zresztą też, do tego mało bierze, nie jak te weterynarze z miasta (tu nastąpił długi wywód odnośnie wykorzystywania i cen, jakich sobie życzą owi „weterynarze” z miasta, który trwał tak długo, aż zbadano kurę i pani z królikiem zdarzyła wejść do gabinetu) Rozmowa jakoś ucichła, tematu nie podejmował ani Krystian, ani Konrad. Młodszy, żeby nie stać w ciszy zaczął oglądać wywieszone dyplomy, w przedpokoju, z którego rozchodził się korytarz, prowadzący zapewne do dalszej części domu. Wtem otworzyły się drzwi, a staruszka z królikiem wyszła, dziękując prawie w ukłonach za uratowanie zwierzątka wnuczki. Pani weterynarz, ze skupieniem jej wysłuchała, zaleciła dalsze leczenie, dała kilka porad ogólnych, po czym gestem wskazała Krystianowi i Konradowi, że mogą wejść. Koniec na dzisiaj. Wiem krótko, ale zajęło mi to dwa tygodnie sklecenie niecałych 3 stron, może dalej mi pójdzie lepiej. Czasem trzeba zakończyć coś szybciej, by móc iść z czymś nowym dalej, marnotrawstwem czasu jest próba stworzenia czegoś wyjątkowego z rzeczy tragicznej (w domyśle ten rozdział). Aha, właśnie czytasz Grissa-eseiste więc to ta nudnawa część pozbawiona wyższego sensu, możesz zakończyć czytanie, jeśli chcesz, a jeśli chcesz poczytać moje przemyślenia, to masz w końcu wolną wole. Tak, więc na początku wspominałem, że może ktoś przyjdzie, a jednak nie przyszedł. Griss samotny, no ale Drauka się już pogodził z tym. Nie wszystko jest nam dane na tacy, tak więc czekam i tworzę, choć trochę wolno, nawet za wolno, teraz znów się będę starał trochę przyspieszyć. A i musi być coś radosnego. Poznałem kogoś. Kolegę ^^. Miły fajny i cud miód i w ogóle. Bo to tym miłym akcentem kończymy. Mam nadzieję, że coś się pojawi. Niebawem.

poniedziałek, 26 września 2016

Nowy rozdział.
Czym właściwie jest rozdział (jeśli chcesz pominąć epopeję Grissa-eseisty zjedź na dół do właściwego początku)?
Zacznijmy od początku, będąc pod prysznicem, zakończywszy oglądać beznadziejny serial, myśląc o jego zakończeniu. Wiecie Czarodzieje, magia. Pojawiło się w nim, że nie istnieje coś takiego jak pół-zaklęcie, nie istnieją pół środki, mam nadzieję, że nadążacie za moim myśleniem. Skupiłem się na tej idei. Jednakże zakończenie. No cóż, typowe dla seriali, zastosowali pół-zaklęcie, by móc tworzyć kolejne sezony. Jednakże chyba miał słabą oglądalność, bo nie stworzono kolejnego sezonu.  
Przechodząc do sedna. Oglądałem ten serial, oczekując wiadomości z jednego z wielu portali randkowych (Grissowi bardzo samotno. W ogóle jak można pisać o sobie w trzeciej osobie? Jak bym był z wieku XIII albo coś). Wiecie nowe mieszkanie środowisko, kompletny brak znajomości miasta. A tym bardziej ludzi. A to właśnie oni tworzą nasze życie. Poznałem tu jedną bardzo miłą osobę, która obwiozła mnie po mieście i zabrała na niesamowitą kawę. Dobra, kawa była beznadziejna, ale towarzystwo. Pozdrowienia dla tej osoby. Dzięki niej nie siedziałem bez przerwy w moich nowych czterech ścianach. Potem jednak, każdy zajął się swoim życiem, a portale umilkły. Tak spędziłem cały boży dzień, siedząc i łudząc się, że ktoś do mnie na pisze i oczywiście będzie ten jedyny. Życie to jednak nie bajka ani opowiadanie takie jak to które tworze (oczywiście nie sam, tylko z moją ukochaną Betą).
Więc (tak wiem, nie zaczyna się od więc także więc) postanowiłem poświęcić się chociaż trochę bardziej pisaniu. Pozwala mi to przelać i uporządkować myśli, które obecnie cwałują jak stado koników Pony, które rzygały tęczą na myśl o nowym Rozdziale w moim życiu. Tylko pytanie, czy ten Rozdział się zaczął?




Rozdział VII


Gdy Krystian wrócił do domu, usiadł przed komputerem. Wiele rzeczy nie dawało mu spokoju. W głowie kłębiły się nie pokorne myśli. Co dalej? Dostanie się na studia, czy babcia da sobie radę sama, co z Krystianem. Każda była innej rangi. A przeważał nad nimi strach przed samotnością. Ona go dobijała. Myśl, że resztę życia spędzi sam. Podszedł do lustra i spojrzał w nie. Co było z nim nie tak? Dlaczego zawsze jego to spotykało? Czy wszyscy liczyli tylko na sex? A może to on liczył na coś więcej ? Nie wiedział. A jego rozważania zostały przerwane tradycyjnie przez babcię.


- Krystiaan, ciasto na stole, czekoladowe z lodami talię jak lubisz - zawołała starsza kobieta z dołu


- Przyjdę za chwilę - odkrzyknął.


- To ci przyniosę, bo się rozpuszcza - babcia wiedziała, że on teraz nie powinien być sam. Ach młodzi...


Krystian usłyszał kroki babci na schodach. Wiedział, jak bardzo staruszka się martwi, i że nie oszuka jej jakimś tak kłamstwem. Ku jego zdziwieniu kobieta weszła do pokoju, postawiła deser na biurku i wyszła, nie pytając się o nic. Głupio mu się zrobiło - poczuł, że jego zachowanie ja krzywdzi. Babcia jednak wiedziała o całej sytuacji. No może bez konkretnych szczegółów. Wzięła telefon domowy i wykręciła jeden z nielicznych numerów, które znała na pamięć.


- Basia. Wiesz, po co dzwonię - nie czekała nawet na odpowiedź po drugiej stronie.


- Tak, nasze dzieci znowu coś wymyśliły - odezwał się w słuchawce głos mamy Konrada.


- Znasz szczegóły? - dopytywała się drugiej kobiety.


- Niestety nie - w jej głosie pobrzmiewał smutek i troska o dwóch młodzieńców.


- To u mnie czy u ciebie, kochana? -zaproponowała babcia Krystiana.


- U mnie. Łatwej będzie wciągnąć Krystiana do mnie niż Konrada do ciebie - natychmiast wyjaśniła


- Za pół godziny?


- Dobrze, to jesteśmy umówione -powiedziała pani Basia uradowana. Nie chciała, żeby Konrad stracił jednego ze swoich nielicznych kolegów. Odłożyła słuchawkę.


- Dzieci, będziemy mieć gości.


- Hurra- rozległo sie wśród nich, a optymizm w głosie rósł odwrotnie proporcjonalnie co do wieku, a Konrad wcale się nie odezwał.


- Ogarnąć salon - wydała rozkaz pani Basia niczym generał na polu bitwy - Konrad do mopa, młodsi nakrycia dla nas plus dwie osoby, najmłodsi odmaszerować, żeby nie przeszkadzać starszym.

-Tak, jest - odkrzyknęły dzieci zabierać się za sprzątanie. Jedynie Konrad z niewyraźna mina poszedł szukać mopa. Przez te posiady straci jedyną okazję, żeby poczytać.



Babcia znów gdzieś go ciągnęła. Kazała mu ubrać bardziej wyjściowe ciuchy, bo idą na kawę. Na szczęście nie kazała mu ubierać garnituru. Do rąk wręczyła mu blachę z ciastem.


- Chodź za mną - powiedziała


- Dobrze babciu - odpowiedział Krystian. Nie podobał mu się kierunek, w którym zmierzali. Akurat tam najmniej chciał przebywać - babciu czy my idziemy do pani Basi? - zapytał z nadzieją, że jednak jest inaczej.


- Oczywiście słonko, dawno u niej nie byłam - uśmiechnęła się niewinnie.


- Nie mogę zostać w domu i czytać? - ostatnim argumentem chciał wymigać się od spotkania.


- Nie możesz, masz iść ze mną. Koniec dyskusji - zarządziła kobieta.


- Ale po co?- dopytywał się Krystian.


- Nie marudź, tylko chodź i patrz, jak trzymasz ciasto, bo je jeszcze rozwalisz - napomniała go babcia.


- Dobrze, już dobrze - jednakże w głowie kłębiły się różne myśli. Pewnie będzie tam Konrad i co wtedy? Przecież on jest taki, taki, aż trudno ująć słowami.




Nim się zorientował, doszli do domu pani Barbary. Babcia nacisnęła dzwonek 3 razy.


- Wiesz Krystianie, to nasz sygnał. Listonosz zawsze dzwoni dwa razy a ja trzy, więc wie, że to ja, a nie jakieś natręty z kółka różańcowego albo, co gorsza – jehowi. Drzwi się otworzyły, stała w nich pani Basia


- Wchodźcie, chodźcie do środka stół już nakryty- oznajmiła kobieta.


- Chodź Krystian, nie ociągaj się, bo cię zostawię za drzwiami - powiedziała staruszka. On najchętniej właśnie tam by został, nie musiałby patrzeć w twarz Konradowi. Jednakże narastała w Nim ciekawość. Jak on się zachowa? Czy naprawdę jest takim zimnym draniem, jak mogłoby się wydawać?


- Konradzie zejdź na dół. Goście przyszli - zawołała pani Basia. Chłopak wiedział, że zejść musi, jednak wolał odkładać tę chwilę, najlepiej w nieskończoność. On tam będzie. Choć miał służyć jako zwykła zabawka, coś go intrygowało w tym chłopaku z miasta. Był inny od wszystkich, których do tej pory spotkał. Pamiętał jednak wyraz jego twarzy, gdy zauważył go z tamtym chłopakiem, którego imienia nawet nie pamiętał. A Krystian tu był i wrył mu się w pamięć. No cóż, "co ma być, to będzie". Po tych słowach, wypowiedzianych półgębkiem, by nikt nie usłyszał, Konrad wyprasował rękoma leżące na jego nogach spodnie i ruszył na dół.



Rozmowa przy stole wyjątkowo się nie kleiła. Młodsza część rodzeństwa przyszywanego Konrada rozbiegła się po domu. Najstarszy jednak został przy stole tak, jak nakazywało dobre wychowanie, nie mówiąc już o karcącym spojrzeniu matki, gdy tylko próbował się podnieść z krzesła.


- Jak ci poszła matura Krystian?- próbowała zagaić rozmowę pani Basia.


- Dobrze proszę pani nie za dobrze ani nie najgorzej - powiedział Krystian, starając się skupić wzrok na kobiecie. Koło niej siedział Konrad, a jego najbardziej chciał unikać, co było trudne, gdyż tamten wpatrywał się w niego. Cały czas. Raz zatrzymał wzrok na nim, ale jego twarz nie wrażała żadnych emocji. Istna pokerowa twarz. Pewnie jest palantem, który szuka kogoś tylko po to, by się zabawić. Ta myśl nie pozwalała mu skupić się na rozmowie.


- A Konrad tak ładnie zdał maturę - przypomniała babcia- pamiętam, jak mi się chwaliłaś Basiu.


- Prawda, prawda. Co nie Konrad?


- Tak mamo... - powiedział chłopak, po czym od razu zamilkł i wrócił do gapienia się na Krystiana.


- Basiu sok się kończy, chodźmy do kuchni - starsza kobieta ponaglająco spojrzała na przyjaciółkę.


- Ja pójdę - zerwał się Konrad z krzesła.


- Oj siedź synu i zabawiaj gościa - powiedziała pani Basia, wstając od stołu.



Obie kobiety wyszły do kuchni, a przy stole nastąpiła cisza, zakłócana jedynie brzęczeniem muchy. To milczenie trwało, dopóki kobiety nie wróciły. Oczywiście z sokiem.


- Oj pewnie się nudzicie tutaj z nami - powiedziała pani Basia- może pójdziecie do pokoju i pogadacie na wasze tematy?


- O, to dobry pomysł - kontynuowała babcia - a my zajmiemy się własnymi sprawami.


I ty Brutusie przeciwko mnie? Pomyślał Krystian. Ale cóż jak starsi każą, to co robić?


Konrad wstał z krzesła. Jeszcze żaden chłopak nie wszedł do jego pokoju, oczywiście jego znajomych z dzieciństwa nie wliczając. To była jego strefa prywatna i to ściśle. Tu trzymał pamiątki z całego życia, także z tego odległego, sprzed poznania nowej mamy. On będzie pierwszy, i miał nadzieję, że ostatni. Krystian powoli stąpał za Konradem, żałował, że nie udało mu się uciec. Ciekawe jaki miał pokój. Starszy właśnie otwierał drzwi. Gestem zaprosił go do wejścia. Młodszy wszedł i zobaczył, że jest tu niebywały porządek. Wszystkie rzeczy leżały na miejscu, nigdzie nie było ani grama kurzu a w koncie na stojaku stała gitara. Konrad zasiadł na obrotowym krześle przy biurku, młodszemu zostawiając jedynie miejsce na łóżku - równiutko zaścielonym.

Dziwił go ten porządek. Nie pasował do takiej osoby jak on. Raczej spodziewał się rozrzuconych ciuchów i przewróconego śmietnika, z którego wysypywały się brudne chusteczki, użyte w wiadomym celu. Ale nie. Tu panował bezgraniczny ład i porządek. Nawet klawiatura nie nosiła znamion użytkowania. Monitor także był bez smug. Kontrastowało to z nieładem w pozostałych częściach domu.


Siedzieli w milczeniu. Krystian nawet nie widział, od czego mógł zacząć jakaś rozmowę. Nawet wątpliwe czy tamten chciał prowadzić jakąkolwiek dyskusje. Jednak o dziwo tamten pierwszy rozpoczął.


- No więc, a propos ostatniego naszego spotkania…


- Byłeś trochę zajęty ruchaniem innego, wiec stwierdziłem, że nie będę wam przeszkadzał. -Sam nie wiedział, dlaczego tak chamsko mu odpowiedział.


- Chciałem cię przeprosić, ale jeśli tak to przedstawisz... - zmieszał się Konrad, nie wiedział, dlaczego podjął ten temat.


- Dobra, sam nie wiem, czego oczekiwałem od ciebie, ale jedno pytanie ok?- sam już nie wiedział, o co Krystian może się zapytać - Czy ja też miałem być na jeden raz?


- Na początku tak… -odpowiedział Konrad. Na te słowa młodszy wstał i chciał wyjść. Starszy złapał go za rękę.


- Puść mnie - wysyczał przez zaciśnięte zęby Krystian.


- Zaczekaj... chcę to wyjaśnić. Jedynie z początku… a potem...- tu urwał.


- A potem co?- zapytał młodszy i na chwile przestał się szamotać.


- Polubiłem cię - przyznał starszy, po czym przytulił chłopaka. Jest taki miękki, pomyślał, jak wtedy z dnia na stacji.


- C...co robisz - zająknął się Krystian.


- Podobasz mi się i chyba tego potrzebowałeś. W sumie jesteś wyjątkowo mięciutki - powiedział, lekko się uśmiechając i po raz pierwszy widział, jak rozpromienia się twarz młodszego z nich.
- N..nie wiem co powiedzieć…


- Proszę o wybaczenie mały…mogę cię o to prosić? - zapytał Konrad


- Nooo tak… ale nie mów, że jestem mięciutki, bo cię kopnę - powiedział Krystian, jego serce biło jak oszalałe. Co TA sytuacja w ogóle miała znaczyć? Było dziwnie, ale jeszcze jedno uczucie przebijało się. Poczucie bycia potrzebnym komuś. Dawno tego nie czuł. Tak jakby mógł zdobyć cały świat, jedynie będąc w jego ramionach.




Dostałem od anonima Krystian z Konradem

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Rozdział VI





Dziś trochę krótko, ale nie typowo. Scena miłosna. O ile tu znajdziecie miłość. Jak kogoś nie cieszą sceny plus osiemnaście proszę o zaprzestanie czytania. Ale i tak że przeczytasz :D.









Eryk nie wiedział co zrobić z wolnym czasem. Najchętniej poszedłby z kimś do łóżka. Tylko z kim? Nie będzie przecież prostytutki zamawiał, a na podryw jakoś nie miał ochoty. Myśl o chodzeniu po stolicy i przeciskaniu się przez tłumy też jakoś nie była zbyt radosna. Wpadł na pomysł, sam nie wiedział, skąd on mógł go wytrzasnąć. Wziął telefon i zadzwonił po obsługę. Obiecano kogoś przysłać do pozbycia się brudnych ręczników. Lepszego pretekstu nie znalazł.

Piętnaście minut później usłyszał pukanie do pokoju. Poszedł otworzyć. Przed drzwiami zgodnie z jego oczekiwaniami stał ten boy hotelowy z wcześniej. Nada się.
Chłopak poszedł do łazienki, zamierzając zabrać ręczniki. Chciał już odchodzić, gdy zapytał.

-Czy coś dla pana zrobić?
Eryk tylko na to czekał, podszedł do niego, natarł ciałem i przyparł go do ściany.
- Co pan wyprawia?- odrzekł zdziwiony młodzieniec.
- Nie chciałbyś się zabawić?- zapytał bez ogródek, nie chciał się bawić w podrywy ani w nic.
- Ale tak teraz, z panem?
- A widzisz tu kogoś innego?- zapytał kpiąco. Podobało mu się zmieszanie na twarzy chłopaka.
- A chciałby pan ze mną?
- Tak, po to się pytam - odrzekł zirytowany- to tak czy nie?
- Dobrze - powiedział chłopiec i postarał się go pocałować, Eryk jednak się odsunął.
- Rozbieraj się - powiedział.
- A ty mi nie pomożesz? - zapytał niewinnym głosem chłopak.
- Gościa takiego jak mnie trzeba obsłużyć. - powiedział starszy, ściągając z siebie wszystkie ubrania i kładąc się na łóżku. Młodszy w międzyczasie zrzucił z siebie wszystkie ciuchy. Zerknął na Eryka. Jego muskulatura była naprawdę imponująca, to wystarczyło, żeby się podniecić. Potem zjechał wzrokiem w dół. Tam też był imponujący, choć jeszcze nie dostrzegł, żeby jego członek jakoś zareagował na tę sytuację.
- No chodź tu i zajmij się nim. - ponaglił go Eryk, zastanawiając się, czy usta ma w miarę sprawne.
- Dobrze... -powiedział młodszy niepewnym głosem, cała ta sytuacja wydawała mu się dziwna. Mężczyzna nawet go nie pocałował. Jednak wziął do ręki penisa tego obcego faceta. Delikatnie zaczął poruszać ręką.
- Użyj ust, w końcu do czegoś je masz- powiedział Eryk, przy czym poruszył zachęcająco biodrami. Młodszy delikatnie zaczął wkładać sobie do ust męskość starszego mężczyzny, jednak starszy chciał więcej. Złapał go za włosy i włożył mu prawie całego do ust, jednocześnie wyrwał się mu jęk. Chłopak nie był na to przygotowany. Zakrztusił się, po czym ponownie zaczął obciągać.


- Popracuj językiem, po coś go masz. - dopominał się starszy. Młodszy posłuchał go. Widać, że lubił to robić. Eryk poczuł, że jego członek jest już w pełni gotowy do działania.
- Dobra koniec tego dobrego, nadziej się - rozkazał młodemu.
- A masz gumki?
- A po co ci? Jesteś zdrowy prawda? - zapytał się chłopaka.
- Tak, badałem się niedawno.
- To wskakuj. - ruchem głowy wskazał swoją męskość.
Młody podniósł się, kolana oparł obok bioder Eryka, wziął jego penisa do ręki i starał się nakierować w swoją dziurkę.
- Aaa - zajęczał - duży jesteś, nie mogę cię w sobie zmieścić.
- No dalej - powiedział Eryk, po czym złapał go za ramiona i na siłę opuszczając go na swojego członka. Młody jęczał, teraz prawdopodobnie bardziej z bólu niż z przyjemności, ale jego to nie obchodziło. Chciał się zabawić i tyle. Zaczął intensywnie poruszać biodrami na których, pojękując, skakał chłopak. Ale był ciasny.
- Dobra, inaczej, wypnij się.
- Dobrze - powiedział obolały chłopak.
- No pospiesz się - przynaglał Eryk, jednocześnie samemu siadając na kolanach. Młody posłusznie klęknął. Starszy bez oporu wszedł w niego w klasycznej pozycji na pieska, od razu wchodząc do końca, na co tamten odpowiedział jękiem.
- Mocniej.
- Jak sobie życzysz - powiedział Eryk, po czym chwycił go w pasie, ruszając się w szaleńczym tempie, wiedział, że długo nie będzie tak w stanie kontynuować.
- Dobrze ci?- zapytał starszy.
- Tak, tylko... - młodszy trochę ściszył głos.
- Noo.
- Pocałuj mnie, ach - powiedział błagalnym głosem chłopak.
- Nie. - uciął krótko Eryk. Nie chciał całować się z facetem.
- Proszę - kontynuował młodszy.
- Nie. - znów padła ta sama odpowiedź. Podkreślona ostrym pchnięciem w głąb tyłka młodzika. Potem powrócił do tego samego rytmu, wiedząc, że dochodzi już powoli.
- Ja kończę, mogę w tobie?
- Tak, dawaj- odsapnął młody.
Tak jak powiedział, Eryk doszedł w nim.

- Nie ruszaj się - warknął na młodszego, gdy tamten poruszył się, chcąc zasmakować jego członka trochę dłużej. Wyszedł z niego, wytarł penisa o ręcznik, który boy hotelowy upuścił, jak naparł na niego.
- Dobrze ci było? - zapytał siląc się na uprzejmość. W rzeczywistości nic go to nie obchodziło.
- Tak. - odpowiedział młodszy.
- Ok, ubieraj się i idź.
- Dobrze - powiedział chłopak, posłusznie zbierając swoje ciuchy. Starszy natomiast udał się do łazienki. Będąc pod prysznicem, usłyszał zamykające się drzwi. W sumie, mógł chociaż spytać tego chłopaka o imię.

Ech, musi nauczyć go, że nie należy sypiać z gośćmi, pomyślała menadżerka. Na szczęście był dzień, wiec hotel świecił pustkami. A słychać ich było na cale piętro. Jeszcze udzie pomyślą, że to jakiś burdel. Na pewno nie na jej warcie. Ona tyle się starała o to, żeby przywrócić temu miejscu właściwy splendor, a ten chłopak… Przyjęła go z litości i z uwagi na chorą matkę, a ten jeszcze urządzał jakieś ruchable w swoim miejscu pracy. Oj będzie musiała z nim poważnie porozmawiać. Nie obeszła jej zupełnie orientacja chłopaka, ma to gdzieś, dopóki nie zdarzają się takie sytuację.