piątek, 11 listopada 2016

Koniec

Z racji multum nakładających się rzeczy, ważnych i mniej ważnych, oficjalnie zawieszam blog. Nie wiem czy powrócę, ale nie chce pisać marnie, jak ostatnio, straciłem wenę, siłę i motywacje. Nie lubię składać obietnic bez pokrycia, ale nie wiem czy wrócę. Poznałem kogoś, znów, ja to zawaliłem, trudno, będę żyć dalej, ale no cóż, w większej samotności, a przelanie myśli na tekst jakoś mnie uspokaja, jednak nie chce by ta osoba poprzez moje opowiadania zobaczyła jak za nią tęsknie. Trzeba żyć dalej. Do kolejnego popisania, miło było was poznać, swojej ukochanej becie dziękuje za współpracę i gratuluję za wytrzymanie ze mną i jestem wdzięczny za wsparcie, a także Luanie, która była tą, dzięki której zacząłem publikować.

Ps. Dodam napewno coś na mikołajki i na święta. I odzyskałem kontakt z betą ^^

O życiu w ukryciu, czyli jak wyjść do ludzi

Tak, to znowu ja wcielenie Grissa-eseisty. Nie wiem dlaczego, ale uwielbiam pisać przydługie wstępy. Nawet mi przez chwilę przyszło na myśl rozgraniczenie tego - oddzielenie bloga od takich wstępów, by móc je rozwinąć w coś rodzaju eseju, ale no cóż boję się, że będą zbyt nudne. Może podzielcie się komentarzami, co o tym pomyśle sądzicie. Czekam. Ktoś ma dzisiaj przyjść. O ile nie będzie zbyt zmęczony. Ktoś. Ciekawi mnie czy zostanie w moim krótkim życiu na dłużej, czy tylko przemknie i zniknie jak późno jesienny motyl. A być może wcale nie przyjdzie. Poczekamy, zobaczymy. Miasto moje nowe mnie przeraża. Ludzie, tutejsze społeczności, wszystko jest po prostu dziwne. Co ja tu robię, dlaczego czysty przypadek zagnał mnie akurat tutaj? Także nie przeciągając, rzucam wyzwanie miastu: Teraz się spróbujemy! (jeśli wiesz, z czego to cytat popisz się w komentarzach :D. I tak będziecie sprawdzać w Googlach). Rozdział VIII Chwila w jego ramionach wydawała się wiecznością, pragnął tak zostać na zawsze. Ale to, co dobre zawsze kiedyś się kończy. Krystianie wiem, że się dobrze bawisz, ale idziemy- usłyszeli obydwoje. Odskoczyli od siebie, przypomniawszy sobie o otwartych drzwiach, przez które każdy mógł tu wparować. - Uch, minęło tyle czasu... - powiedział Konrad. Patrząc na zegarek na biurku. - Kiedy to minęło? - zdziwił się młodszy z chłopaków. - Zobaczymy się jeszcze?- zapytał się starszy z nadzieją w głosie. - Głupku no oczywiście - powiedział Krystian i rzucił w chłopaka poduszką. - Wpadnę do ciebie później - zapewnił. - Dobrze - powiedział młodszy, przytulił się i wyszedł, bo wiedział, że inaczej babcia tu przyjdzie ponaglić wnuka. - Coś ci humor wrócił- zauważyła babcia, widząc wnuka schodzącego po schodach, w radosnym nastroju. - Tak jakoś - odparł młodzieniec. - Coś z Konradem? - dopytywała się staruszka. - Babcia…-uciął Krystian. Nie chciał się niczym przed nią chwalić. Nie wiedział nawet, czy jest czym. Nie był pewny sytuacji. A co jeśli wciąż pozostawał zabawką w rękach starszego chłopaka? Te myśli nie dawały mu spokoju. Babcia dostrzegła zmartwioną twarz Krystiania. Strategiczna zmiana tematu pomyślała. - Co chcesz na kolację?-zapytała. - Nie wiem, cokolwiek. Wszystko, co zrobisz i tak będzie pyszne- powiedział chłopak, jednak jego myśli wciąż krążyły wokół wydarzeń sprzed paru chwil. Nie mógł się skupić nawet na rozmowie. Cała sytuacja go przytłaczała. Był jednak ciekaw, co będzie dalej. Czy to, co ich łączy, się rozwinie, czy wręcz przeciwnie - umrze samoistnie. W atmosferze milczenia dotarli do domu. Jednak u drzwi leżała niespodzianka. Średniej wielkości karton, z którego dobiegały piski. - Cholera, znowu ktoś coś podrzucił - przeklęła babcia. Krystian podbiegł do pudełka. W jego środku wiła się śnieżnobiała kulka. - Co to wnusiu? - Zapytała staruszka. - Nie wiem - przyznał Krystian. Białe coś było zwinięte w ścisły kłębek. - Nie dotykaj, jeszcze cię czymś zarazi- zawołała babcia, widząc chłopaka wkładającego ręce do środka. Wyciągnął cosia na zewnątrz - był to malutki szczeniaczek. - Jesteś mój - powiedział i przytulił się do pieska, który tylko cichutko pisnął. - Babciu, mogę go zatrzymać? - Ale to jest ciężkie, jest za mały, być może nie przeżyje, pewnie jest chory…- zaczęła wyliczać staruszka, jednak Krystian jej przerwał. - To mogę? - Jeśli będziesz za niego odpowiadał, płacił i wychodził na spacer. Ja do tego ręki nie przyłożę. Teraz pozostawała kwestia imienia. Krystian jednak z nią nie miał problemów. - Nazywasz się Einsam, w skrócie Sam i tyle - powiedział chłopak. - Babciaaa, gdzie jest tu najbliższy weterynarz? - Na drugim końcu wsi, ale ja teraz jestem zajęta. Zadzwoń po Konrada, niech cię zaprowadzi - poinformowała babcia. Krystian ucieszył się z wizji tak szybkiego spotkania się z nim. Wyciągnął telefon i wybrał jego numer. Tamten od razu odebrał. - Cześć, mam sprawę. Zabierzesz mnie do weterynarza?- zapytał maturzysta. - Yyyy, a nie wolisz iść do zwykłego lekarza? - Kwestionujesz moją ludzką naturę?- wyraził oburzenie Krystian. - Nieeee, nic, wcale…- śmiał się Konrad. - Mam psa, z nim, a nie ze mną, to co masz czas? - Dla ciebie zawsze, słodziaku. - Jak cię dorwę...- tu starszy chłopak przerwał wywód mówiąc "też cię lubię" i się rozłączył. Krystian nie wiedział zbytnio co przez tę chwilę, ze sobą zrobić więc siadł przed drzwiami po turecku i zajął się głaskaniem psa. Mała kulka, choć z początku bała się ręki nowego właściciela, teraz już z większą ufnością nie kuliła się przed dotykiem. Chłopcu przyszło na myśl, że zostaną dobrymi przyjaciółmi. Tak minęły mu chwilę oczekiwania. Zza rogu wyszła postać, którą tak bardzo pragnął mieć przy sobie, przy której jego serce przyspieszyło. - Dawno się nie widzieliśmy - zażartował Konrad - Tak, bardzo. To jest Sam - przedstawił Krystian, podnosząc pieska do góry. Starszy wyciągnął ręce po psiaka, na co młodszy przytulił białą kulkę do siebie. - Nie dam ci go, on jest mój i tylko mój. - Ej no, geez, też chcę go potrzymać. - Nie dam. Chodźmy już do tego weterynarza. - Pospieszył. - Ok, za mną marsz! - Zarządził starszy. Czas minął im na rozmowie o błahych sprawach takich jak deszcz, a raczej jego brak, podziwianiu ogródków, w których krzątali się zapracowani mieszkańcy. Nikt nie wiedział, jak to jest, że każdy w tej malutkiej wsi mal zawsze utrzymany na wysokim poziomie trawnik oraz grządki z kwiatami, pomimo pracy, oraz innych obowiązków. Była to swego rodzaju tradycja, a nikt nie chciał się wyłamać z szeregu. Choć ogródki także świadczyły o majętności właścicieli. W niektórych zza kwiatów wyłaniały się altanki oraz śmieszne rzeźby, w drugich rosły zwykle kwiaty, dostępne za grosze na targu. Tworzyły one mozaikę, której wzorca nie znał nikt. Dodawało to swego rodzaju uroku tej małej mieścinie, w której pomimo różnic społecznych panowała życzliwość. Dwójka młodych mężczyzn w atmosferze ciągłych powitań przemaszerowała przez wioskę. Spacer znużył Sama, który zasnął na rękach Krystiana, a ten nie chcąc go budzić, starał się nie bujać rękoma, jednocześnie powiedział Konradowi, żeby ten się uciszył, bo nie chciał obudzić pieska. Weterynarz urzędował w zwykłym domu, niewyróżniającym się ani szyldem, ani napisem. Mimo wszystko była u niego kolejka ludzi z masą różnych zwierząt. Przed nimi między innymi w kolejce była kura i królik, oba zwierzęta trzymane przez starsze kobiety w tradycyjnych chustach. Gawędziły o polityce. Kto co i jak zrobił. Wtem wyszła młoda kobieta, uprzejmie zapraszając panią z kwoką do środka. - To jest weterynarz?- zapytał się Krystian. Konrad nie zdarzył odpowiedzieć, gdyż rozmowę podjęła staruszka z królikiem. - Oj tak, nasza pani jest aniołem, a do tego zdolna jak nikt. Krowie pomoże, kurze zresztą też, do tego mało bierze, nie jak te weterynarze z miasta (tu nastąpił długi wywód odnośnie wykorzystywania i cen, jakich sobie życzą owi „weterynarze” z miasta, który trwał tak długo, aż zbadano kurę i pani z królikiem zdarzyła wejść do gabinetu) Rozmowa jakoś ucichła, tematu nie podejmował ani Krystian, ani Konrad. Młodszy, żeby nie stać w ciszy zaczął oglądać wywieszone dyplomy, w przedpokoju, z którego rozchodził się korytarz, prowadzący zapewne do dalszej części domu. Wtem otworzyły się drzwi, a staruszka z królikiem wyszła, dziękując prawie w ukłonach za uratowanie zwierzątka wnuczki. Pani weterynarz, ze skupieniem jej wysłuchała, zaleciła dalsze leczenie, dała kilka porad ogólnych, po czym gestem wskazała Krystianowi i Konradowi, że mogą wejść. Koniec na dzisiaj. Wiem krótko, ale zajęło mi to dwa tygodnie sklecenie niecałych 3 stron, może dalej mi pójdzie lepiej. Czasem trzeba zakończyć coś szybciej, by móc iść z czymś nowym dalej, marnotrawstwem czasu jest próba stworzenia czegoś wyjątkowego z rzeczy tragicznej (w domyśle ten rozdział). Aha, właśnie czytasz Grissa-eseiste więc to ta nudnawa część pozbawiona wyższego sensu, możesz zakończyć czytanie, jeśli chcesz, a jeśli chcesz poczytać moje przemyślenia, to masz w końcu wolną wole. Tak, więc na początku wspominałem, że może ktoś przyjdzie, a jednak nie przyszedł. Griss samotny, no ale Drauka się już pogodził z tym. Nie wszystko jest nam dane na tacy, tak więc czekam i tworzę, choć trochę wolno, nawet za wolno, teraz znów się będę starał trochę przyspieszyć. A i musi być coś radosnego. Poznałem kogoś. Kolegę ^^. Miły fajny i cud miód i w ogóle. Bo to tym miłym akcentem kończymy. Mam nadzieję, że coś się pojawi. Niebawem.

poniedziałek, 26 września 2016

Nowy rozdział.
Czym właściwie jest rozdział (jeśli chcesz pominąć epopeję Grissa-eseisty zjedź na dół do właściwego początku)?
Zacznijmy od początku, będąc pod prysznicem, zakończywszy oglądać beznadziejny serial, myśląc o jego zakończeniu. Wiecie Czarodzieje, magia. Pojawiło się w nim, że nie istnieje coś takiego jak pół-zaklęcie, nie istnieją pół środki, mam nadzieję, że nadążacie za moim myśleniem. Skupiłem się na tej idei. Jednakże zakończenie. No cóż, typowe dla seriali, zastosowali pół-zaklęcie, by móc tworzyć kolejne sezony. Jednakże chyba miał słabą oglądalność, bo nie stworzono kolejnego sezonu.  
Przechodząc do sedna. Oglądałem ten serial, oczekując wiadomości z jednego z wielu portali randkowych (Grissowi bardzo samotno. W ogóle jak można pisać o sobie w trzeciej osobie? Jak bym był z wieku XIII albo coś). Wiecie nowe mieszkanie środowisko, kompletny brak znajomości miasta. A tym bardziej ludzi. A to właśnie oni tworzą nasze życie. Poznałem tu jedną bardzo miłą osobę, która obwiozła mnie po mieście i zabrała na niesamowitą kawę. Dobra, kawa była beznadziejna, ale towarzystwo. Pozdrowienia dla tej osoby. Dzięki niej nie siedziałem bez przerwy w moich nowych czterech ścianach. Potem jednak, każdy zajął się swoim życiem, a portale umilkły. Tak spędziłem cały boży dzień, siedząc i łudząc się, że ktoś do mnie na pisze i oczywiście będzie ten jedyny. Życie to jednak nie bajka ani opowiadanie takie jak to które tworze (oczywiście nie sam, tylko z moją ukochaną Betą).
Więc (tak wiem, nie zaczyna się od więc także więc) postanowiłem poświęcić się chociaż trochę bardziej pisaniu. Pozwala mi to przelać i uporządkować myśli, które obecnie cwałują jak stado koników Pony, które rzygały tęczą na myśl o nowym Rozdziale w moim życiu. Tylko pytanie, czy ten Rozdział się zaczął?




Rozdział VII


Gdy Krystian wrócił do domu, usiadł przed komputerem. Wiele rzeczy nie dawało mu spokoju. W głowie kłębiły się nie pokorne myśli. Co dalej? Dostanie się na studia, czy babcia da sobie radę sama, co z Krystianem. Każda była innej rangi. A przeważał nad nimi strach przed samotnością. Ona go dobijała. Myśl, że resztę życia spędzi sam. Podszedł do lustra i spojrzał w nie. Co było z nim nie tak? Dlaczego zawsze jego to spotykało? Czy wszyscy liczyli tylko na sex? A może to on liczył na coś więcej ? Nie wiedział. A jego rozważania zostały przerwane tradycyjnie przez babcię.


- Krystiaan, ciasto na stole, czekoladowe z lodami talię jak lubisz - zawołała starsza kobieta z dołu


- Przyjdę za chwilę - odkrzyknął.


- To ci przyniosę, bo się rozpuszcza - babcia wiedziała, że on teraz nie powinien być sam. Ach młodzi...


Krystian usłyszał kroki babci na schodach. Wiedział, jak bardzo staruszka się martwi, i że nie oszuka jej jakimś tak kłamstwem. Ku jego zdziwieniu kobieta weszła do pokoju, postawiła deser na biurku i wyszła, nie pytając się o nic. Głupio mu się zrobiło - poczuł, że jego zachowanie ja krzywdzi. Babcia jednak wiedziała o całej sytuacji. No może bez konkretnych szczegółów. Wzięła telefon domowy i wykręciła jeden z nielicznych numerów, które znała na pamięć.


- Basia. Wiesz, po co dzwonię - nie czekała nawet na odpowiedź po drugiej stronie.


- Tak, nasze dzieci znowu coś wymyśliły - odezwał się w słuchawce głos mamy Konrada.


- Znasz szczegóły? - dopytywała się drugiej kobiety.


- Niestety nie - w jej głosie pobrzmiewał smutek i troska o dwóch młodzieńców.


- To u mnie czy u ciebie, kochana? -zaproponowała babcia Krystiana.


- U mnie. Łatwej będzie wciągnąć Krystiana do mnie niż Konrada do ciebie - natychmiast wyjaśniła


- Za pół godziny?


- Dobrze, to jesteśmy umówione -powiedziała pani Basia uradowana. Nie chciała, żeby Konrad stracił jednego ze swoich nielicznych kolegów. Odłożyła słuchawkę.


- Dzieci, będziemy mieć gości.


- Hurra- rozległo sie wśród nich, a optymizm w głosie rósł odwrotnie proporcjonalnie co do wieku, a Konrad wcale się nie odezwał.


- Ogarnąć salon - wydała rozkaz pani Basia niczym generał na polu bitwy - Konrad do mopa, młodsi nakrycia dla nas plus dwie osoby, najmłodsi odmaszerować, żeby nie przeszkadzać starszym.

-Tak, jest - odkrzyknęły dzieci zabierać się za sprzątanie. Jedynie Konrad z niewyraźna mina poszedł szukać mopa. Przez te posiady straci jedyną okazję, żeby poczytać.



Babcia znów gdzieś go ciągnęła. Kazała mu ubrać bardziej wyjściowe ciuchy, bo idą na kawę. Na szczęście nie kazała mu ubierać garnituru. Do rąk wręczyła mu blachę z ciastem.


- Chodź za mną - powiedziała


- Dobrze babciu - odpowiedział Krystian. Nie podobał mu się kierunek, w którym zmierzali. Akurat tam najmniej chciał przebywać - babciu czy my idziemy do pani Basi? - zapytał z nadzieją, że jednak jest inaczej.


- Oczywiście słonko, dawno u niej nie byłam - uśmiechnęła się niewinnie.


- Nie mogę zostać w domu i czytać? - ostatnim argumentem chciał wymigać się od spotkania.


- Nie możesz, masz iść ze mną. Koniec dyskusji - zarządziła kobieta.


- Ale po co?- dopytywał się Krystian.


- Nie marudź, tylko chodź i patrz, jak trzymasz ciasto, bo je jeszcze rozwalisz - napomniała go babcia.


- Dobrze, już dobrze - jednakże w głowie kłębiły się różne myśli. Pewnie będzie tam Konrad i co wtedy? Przecież on jest taki, taki, aż trudno ująć słowami.




Nim się zorientował, doszli do domu pani Barbary. Babcia nacisnęła dzwonek 3 razy.


- Wiesz Krystianie, to nasz sygnał. Listonosz zawsze dzwoni dwa razy a ja trzy, więc wie, że to ja, a nie jakieś natręty z kółka różańcowego albo, co gorsza – jehowi. Drzwi się otworzyły, stała w nich pani Basia


- Wchodźcie, chodźcie do środka stół już nakryty- oznajmiła kobieta.


- Chodź Krystian, nie ociągaj się, bo cię zostawię za drzwiami - powiedziała staruszka. On najchętniej właśnie tam by został, nie musiałby patrzeć w twarz Konradowi. Jednakże narastała w Nim ciekawość. Jak on się zachowa? Czy naprawdę jest takim zimnym draniem, jak mogłoby się wydawać?


- Konradzie zejdź na dół. Goście przyszli - zawołała pani Basia. Chłopak wiedział, że zejść musi, jednak wolał odkładać tę chwilę, najlepiej w nieskończoność. On tam będzie. Choć miał służyć jako zwykła zabawka, coś go intrygowało w tym chłopaku z miasta. Był inny od wszystkich, których do tej pory spotkał. Pamiętał jednak wyraz jego twarzy, gdy zauważył go z tamtym chłopakiem, którego imienia nawet nie pamiętał. A Krystian tu był i wrył mu się w pamięć. No cóż, "co ma być, to będzie". Po tych słowach, wypowiedzianych półgębkiem, by nikt nie usłyszał, Konrad wyprasował rękoma leżące na jego nogach spodnie i ruszył na dół.



Rozmowa przy stole wyjątkowo się nie kleiła. Młodsza część rodzeństwa przyszywanego Konrada rozbiegła się po domu. Najstarszy jednak został przy stole tak, jak nakazywało dobre wychowanie, nie mówiąc już o karcącym spojrzeniu matki, gdy tylko próbował się podnieść z krzesła.


- Jak ci poszła matura Krystian?- próbowała zagaić rozmowę pani Basia.


- Dobrze proszę pani nie za dobrze ani nie najgorzej - powiedział Krystian, starając się skupić wzrok na kobiecie. Koło niej siedział Konrad, a jego najbardziej chciał unikać, co było trudne, gdyż tamten wpatrywał się w niego. Cały czas. Raz zatrzymał wzrok na nim, ale jego twarz nie wrażała żadnych emocji. Istna pokerowa twarz. Pewnie jest palantem, który szuka kogoś tylko po to, by się zabawić. Ta myśl nie pozwalała mu skupić się na rozmowie.


- A Konrad tak ładnie zdał maturę - przypomniała babcia- pamiętam, jak mi się chwaliłaś Basiu.


- Prawda, prawda. Co nie Konrad?


- Tak mamo... - powiedział chłopak, po czym od razu zamilkł i wrócił do gapienia się na Krystiana.


- Basiu sok się kończy, chodźmy do kuchni - starsza kobieta ponaglająco spojrzała na przyjaciółkę.


- Ja pójdę - zerwał się Konrad z krzesła.


- Oj siedź synu i zabawiaj gościa - powiedziała pani Basia, wstając od stołu.



Obie kobiety wyszły do kuchni, a przy stole nastąpiła cisza, zakłócana jedynie brzęczeniem muchy. To milczenie trwało, dopóki kobiety nie wróciły. Oczywiście z sokiem.


- Oj pewnie się nudzicie tutaj z nami - powiedziała pani Basia- może pójdziecie do pokoju i pogadacie na wasze tematy?


- O, to dobry pomysł - kontynuowała babcia - a my zajmiemy się własnymi sprawami.


I ty Brutusie przeciwko mnie? Pomyślał Krystian. Ale cóż jak starsi każą, to co robić?


Konrad wstał z krzesła. Jeszcze żaden chłopak nie wszedł do jego pokoju, oczywiście jego znajomych z dzieciństwa nie wliczając. To była jego strefa prywatna i to ściśle. Tu trzymał pamiątki z całego życia, także z tego odległego, sprzed poznania nowej mamy. On będzie pierwszy, i miał nadzieję, że ostatni. Krystian powoli stąpał za Konradem, żałował, że nie udało mu się uciec. Ciekawe jaki miał pokój. Starszy właśnie otwierał drzwi. Gestem zaprosił go do wejścia. Młodszy wszedł i zobaczył, że jest tu niebywały porządek. Wszystkie rzeczy leżały na miejscu, nigdzie nie było ani grama kurzu a w koncie na stojaku stała gitara. Konrad zasiadł na obrotowym krześle przy biurku, młodszemu zostawiając jedynie miejsce na łóżku - równiutko zaścielonym.

Dziwił go ten porządek. Nie pasował do takiej osoby jak on. Raczej spodziewał się rozrzuconych ciuchów i przewróconego śmietnika, z którego wysypywały się brudne chusteczki, użyte w wiadomym celu. Ale nie. Tu panował bezgraniczny ład i porządek. Nawet klawiatura nie nosiła znamion użytkowania. Monitor także był bez smug. Kontrastowało to z nieładem w pozostałych częściach domu.


Siedzieli w milczeniu. Krystian nawet nie widział, od czego mógł zacząć jakaś rozmowę. Nawet wątpliwe czy tamten chciał prowadzić jakąkolwiek dyskusje. Jednak o dziwo tamten pierwszy rozpoczął.


- No więc, a propos ostatniego naszego spotkania…


- Byłeś trochę zajęty ruchaniem innego, wiec stwierdziłem, że nie będę wam przeszkadzał. -Sam nie wiedział, dlaczego tak chamsko mu odpowiedział.


- Chciałem cię przeprosić, ale jeśli tak to przedstawisz... - zmieszał się Konrad, nie wiedział, dlaczego podjął ten temat.


- Dobra, sam nie wiem, czego oczekiwałem od ciebie, ale jedno pytanie ok?- sam już nie wiedział, o co Krystian może się zapytać - Czy ja też miałem być na jeden raz?


- Na początku tak… -odpowiedział Konrad. Na te słowa młodszy wstał i chciał wyjść. Starszy złapał go za rękę.


- Puść mnie - wysyczał przez zaciśnięte zęby Krystian.


- Zaczekaj... chcę to wyjaśnić. Jedynie z początku… a potem...- tu urwał.


- A potem co?- zapytał młodszy i na chwile przestał się szamotać.


- Polubiłem cię - przyznał starszy, po czym przytulił chłopaka. Jest taki miękki, pomyślał, jak wtedy z dnia na stacji.


- C...co robisz - zająknął się Krystian.


- Podobasz mi się i chyba tego potrzebowałeś. W sumie jesteś wyjątkowo mięciutki - powiedział, lekko się uśmiechając i po raz pierwszy widział, jak rozpromienia się twarz młodszego z nich.
- N..nie wiem co powiedzieć…


- Proszę o wybaczenie mały…mogę cię o to prosić? - zapytał Konrad


- Nooo tak… ale nie mów, że jestem mięciutki, bo cię kopnę - powiedział Krystian, jego serce biło jak oszalałe. Co TA sytuacja w ogóle miała znaczyć? Było dziwnie, ale jeszcze jedno uczucie przebijało się. Poczucie bycia potrzebnym komuś. Dawno tego nie czuł. Tak jakby mógł zdobyć cały świat, jedynie będąc w jego ramionach.




Dostałem od anonima Krystian z Konradem

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Rozdział VI





Dziś trochę krótko, ale nie typowo. Scena miłosna. O ile tu znajdziecie miłość. Jak kogoś nie cieszą sceny plus osiemnaście proszę o zaprzestanie czytania. Ale i tak że przeczytasz :D.









Eryk nie wiedział co zrobić z wolnym czasem. Najchętniej poszedłby z kimś do łóżka. Tylko z kim? Nie będzie przecież prostytutki zamawiał, a na podryw jakoś nie miał ochoty. Myśl o chodzeniu po stolicy i przeciskaniu się przez tłumy też jakoś nie była zbyt radosna. Wpadł na pomysł, sam nie wiedział, skąd on mógł go wytrzasnąć. Wziął telefon i zadzwonił po obsługę. Obiecano kogoś przysłać do pozbycia się brudnych ręczników. Lepszego pretekstu nie znalazł.

Piętnaście minut później usłyszał pukanie do pokoju. Poszedł otworzyć. Przed drzwiami zgodnie z jego oczekiwaniami stał ten boy hotelowy z wcześniej. Nada się.
Chłopak poszedł do łazienki, zamierzając zabrać ręczniki. Chciał już odchodzić, gdy zapytał.

-Czy coś dla pana zrobić?
Eryk tylko na to czekał, podszedł do niego, natarł ciałem i przyparł go do ściany.
- Co pan wyprawia?- odrzekł zdziwiony młodzieniec.
- Nie chciałbyś się zabawić?- zapytał bez ogródek, nie chciał się bawić w podrywy ani w nic.
- Ale tak teraz, z panem?
- A widzisz tu kogoś innego?- zapytał kpiąco. Podobało mu się zmieszanie na twarzy chłopaka.
- A chciałby pan ze mną?
- Tak, po to się pytam - odrzekł zirytowany- to tak czy nie?
- Dobrze - powiedział chłopiec i postarał się go pocałować, Eryk jednak się odsunął.
- Rozbieraj się - powiedział.
- A ty mi nie pomożesz? - zapytał niewinnym głosem chłopak.
- Gościa takiego jak mnie trzeba obsłużyć. - powiedział starszy, ściągając z siebie wszystkie ubrania i kładąc się na łóżku. Młodszy w międzyczasie zrzucił z siebie wszystkie ciuchy. Zerknął na Eryka. Jego muskulatura była naprawdę imponująca, to wystarczyło, żeby się podniecić. Potem zjechał wzrokiem w dół. Tam też był imponujący, choć jeszcze nie dostrzegł, żeby jego członek jakoś zareagował na tę sytuację.
- No chodź tu i zajmij się nim. - ponaglił go Eryk, zastanawiając się, czy usta ma w miarę sprawne.
- Dobrze... -powiedział młodszy niepewnym głosem, cała ta sytuacja wydawała mu się dziwna. Mężczyzna nawet go nie pocałował. Jednak wziął do ręki penisa tego obcego faceta. Delikatnie zaczął poruszać ręką.
- Użyj ust, w końcu do czegoś je masz- powiedział Eryk, przy czym poruszył zachęcająco biodrami. Młodszy delikatnie zaczął wkładać sobie do ust męskość starszego mężczyzny, jednak starszy chciał więcej. Złapał go za włosy i włożył mu prawie całego do ust, jednocześnie wyrwał się mu jęk. Chłopak nie był na to przygotowany. Zakrztusił się, po czym ponownie zaczął obciągać.


- Popracuj językiem, po coś go masz. - dopominał się starszy. Młodszy posłuchał go. Widać, że lubił to robić. Eryk poczuł, że jego członek jest już w pełni gotowy do działania.
- Dobra koniec tego dobrego, nadziej się - rozkazał młodemu.
- A masz gumki?
- A po co ci? Jesteś zdrowy prawda? - zapytał się chłopaka.
- Tak, badałem się niedawno.
- To wskakuj. - ruchem głowy wskazał swoją męskość.
Młody podniósł się, kolana oparł obok bioder Eryka, wziął jego penisa do ręki i starał się nakierować w swoją dziurkę.
- Aaa - zajęczał - duży jesteś, nie mogę cię w sobie zmieścić.
- No dalej - powiedział Eryk, po czym złapał go za ramiona i na siłę opuszczając go na swojego członka. Młody jęczał, teraz prawdopodobnie bardziej z bólu niż z przyjemności, ale jego to nie obchodziło. Chciał się zabawić i tyle. Zaczął intensywnie poruszać biodrami na których, pojękując, skakał chłopak. Ale był ciasny.
- Dobra, inaczej, wypnij się.
- Dobrze - powiedział obolały chłopak.
- No pospiesz się - przynaglał Eryk, jednocześnie samemu siadając na kolanach. Młody posłusznie klęknął. Starszy bez oporu wszedł w niego w klasycznej pozycji na pieska, od razu wchodząc do końca, na co tamten odpowiedział jękiem.
- Mocniej.
- Jak sobie życzysz - powiedział Eryk, po czym chwycił go w pasie, ruszając się w szaleńczym tempie, wiedział, że długo nie będzie tak w stanie kontynuować.
- Dobrze ci?- zapytał starszy.
- Tak, tylko... - młodszy trochę ściszył głos.
- Noo.
- Pocałuj mnie, ach - powiedział błagalnym głosem chłopak.
- Nie. - uciął krótko Eryk. Nie chciał całować się z facetem.
- Proszę - kontynuował młodszy.
- Nie. - znów padła ta sama odpowiedź. Podkreślona ostrym pchnięciem w głąb tyłka młodzika. Potem powrócił do tego samego rytmu, wiedząc, że dochodzi już powoli.
- Ja kończę, mogę w tobie?
- Tak, dawaj- odsapnął młody.
Tak jak powiedział, Eryk doszedł w nim.

- Nie ruszaj się - warknął na młodszego, gdy tamten poruszył się, chcąc zasmakować jego członka trochę dłużej. Wyszedł z niego, wytarł penisa o ręcznik, który boy hotelowy upuścił, jak naparł na niego.
- Dobrze ci było? - zapytał siląc się na uprzejmość. W rzeczywistości nic go to nie obchodziło.
- Tak. - odpowiedział młodszy.
- Ok, ubieraj się i idź.
- Dobrze - powiedział chłopak, posłusznie zbierając swoje ciuchy. Starszy natomiast udał się do łazienki. Będąc pod prysznicem, usłyszał zamykające się drzwi. W sumie, mógł chociaż spytać tego chłopaka o imię.

Ech, musi nauczyć go, że nie należy sypiać z gośćmi, pomyślała menadżerka. Na szczęście był dzień, wiec hotel świecił pustkami. A słychać ich było na cale piętro. Jeszcze udzie pomyślą, że to jakiś burdel. Na pewno nie na jej warcie. Ona tyle się starała o to, żeby przywrócić temu miejscu właściwy splendor, a ten chłopak… Przyjęła go z litości i z uwagi na chorą matkę, a ten jeszcze urządzał jakieś ruchable w swoim miejscu pracy. Oj będzie musiała z nim poważnie porozmawiać. Nie obeszła jej zupełnie orientacja chłopaka, ma to gdzieś, dopóki nie zdarzają się takie sytuację.



niedziela, 7 sierpnia 2016

Rozdział V

Od autora słów kilka. Mój snap to nie_boski (zacna nazwa, naprawdę), dzisiaj trochę krótko, ale to tylko taka rozgrzewka przed większymi rozdziałami. Aha, pojawia się ona tylko za prawą mojej bety. Oklaski dla niej za trud włożony w poprawę moich wypocin. Nawet nie wiecie jakie one straszne są.




Rozdział V

Krystian obudził się wcześniej, niż planował. Zastanawiał się, czy warto pójść tak wcześnie do Konrada. Zastanowi się przy śniadaniu. Wziął prysznic, ubrał się i popędził na dół, mając nadzieje, że ubiegnie babcie w przygotowaniu śniadania. Nie zdziwił się, widząc starszą panią, która już krzątała się w kuchni.
- Babcia już nie śpisz?
- Musiałam wcześniej wstać, bo dzisiaj masz lekcje jazdy i trzeba ci porządny posiłek zrobić, a nie jakieś tam farfocle z mlekiem.
- Ale płatki są dobre, no i nie musisz się tak trudzić, pośpij trochę. I skąd wiesz, że mam jazdy?
- Pewne rzeczy się po prostu wie i koniec tematu, siadaj i jedz.
- Dobrze, dobrze - powiedział chłopak, siadając do bogato zastawionego stołu, przy którym najadłaby się całą kompania wojska, a nie jeden nastolatek. Wciąż myślał o Konradzie. Co ten przystojniak chciał osiągnąć? Podobał mu się, a wyobrażenie lekcji jazdy działało pobudzająco na jego krocze. Kurde, skarcił się w myślach, jeszcze babcia zauważy, że dostaje erekcji przy śniadaniu. Co za wstyd. Pójdzie. To jedyne wyjście. Inaczej tamten pomyśli, że jest tchórzem.
- Dziękuje za śniadanie, lecę babcia wrócę na obiad.
- Dobrze idź i sprawuj się grzecznie, nie narób problemów pani Basi, żeby nie było potem mi wstyd w kościele się pokazać.
- Dobrze, dobrze, paa - jeszcze przytulił się na pożegnanie i wyszedł z domu. Minął okoliczne budynki, by w końcu dotrzeć do domu Konrada. Zapukał do drzwi, bo nie mógł znaleźć dzwonka. Drzwi otworzyła mu pani Basia.
- To ty nie z Konradem?- zapytała zdziwiona.
- Nie, a nie ma go?- dziwne pomyślał chłopak.
- Powiedział, że poszedł uczyć cię jeździć. No cóż nigdy nie wiadomo, co mu przyjdzie o głowy. Idź do stajni, może szykuje konie.
- Dobrze - odrzekł uradowany i pobiegł w tamtym kierunku. Gdy zbliżał się do stajni, usłyszał jęk. I to konkretnie jęk faceta. Przyspieszył zaciekawiony. To, co ujrzał, wprawiło go w zdumienie. Co to do cholery miało znaczyć? Przed nim leżał na sianie Konrad i wpychał język do gardła jakiegoś małolata. Ten sam język, którym go wczoraj całował. I jego ręka w bokserkach tamtego. Nic tu po nim. Odwrócił się i pobiegł. Zachował się jak ostatni tchórz. Nie spodziewał się tego. Co on sobie w ogóle myślał, przychodząc tutaj? Jak mógł zawierzyć wczorajszemu pocałunkowi? Pewnie gdyby został, Konrad tylko by go wydymał.
Usłyszał za sobą hałas i wołający głos.
- Zaczekaj - to z pewnością był Konrad, ale Krystian się nie odwrócił. Nie miał po co.

*****

Kurwa, czemu to tak zawsze się działo, pomyślał student.
- Co to ma znaczyć?- zapytał zszokowany Marcel, nie wiedząc, co się dzieje. - Nie lubię problemów, zwijam się.
- Ej, ale nie skończyliśmy - powiedział starszy, jednak on najchętniej pobiegłby za Krystianem.
- Ale ja skończyłem, nie ogarniam sytuacji, a nie chce się wplątywać w jakiś syf. Nara.
- Dobra, dzieciaku bierz się i spadaj - powiedział zirytowany, nie wiedział co teraz zrobić? Iść przepraszać Krystiana? Czy może olać sytuacje? Przecież i tak chciał się z nim zabawić, ale nie zamierzał go ranić. Głupio wyszło i tyle. Zdarza się, pomyślał z goryczą, poprawił spodnie, wsadził ręce w kieszenie i powędrował w kierunku domu.

*****

Nawet nie wiedział, kiedy z oczu pociekły mu łzy. Zbyt dużo sobie wyobrażał. Czego on oczekiwał? Wielkiej miłości? Miał dość. Cały czas życie mu dawało w dupę. Biegł, nie zważając na samochody na drodze. Jeden z nich zatrzymał się z piskiem opon.
- Idioto uważaj jak chodzisz - usłyszał za sobą. Nie dbał o własne życie, o nic. Chciał zniknąć. Zatrzymał się przed domem babci, nie chciał, żeby go zobaczyła w tym sanie. Zaczęłaby się martwic. Trzeba się ogarnąć i przywrócić do stanu używalności. Zauważył kolo roku domu wiadro, w którym zawsze stała woda. Przepłukał twarz, wyjął telefon i popatrzył na siebie. Jego oczy były tylko lekko zaczerwieniane. Jak szybko przemknie na górę, do swojego pokoju, to babcia nawet nie zauważy. Niestety czujnych oczu nie dało się oszukać.

*****

Widziała, że coś poszło nie tak. Wizja Konrada przy stole wigilijnym, jako partnera jej wnuka odpływała. Młodzi. Zawsze trzeba brać wszystko w swoje ręce. Cóż, starość nie radość, trzeba podejść do tematu delikatnie, wypytać, o co poszło. Nigdy, w swoim długim życiu nie swatała dwójki mężczyzn. To będzie wyzwanie. Czego się nie robi dla ukochanego wnuka? Teraz trzeba dać czas, żeby rany przyschły, potem wypytać, następnie zaaranżować przypadkowe spotkanie, a potem… Cóż zobaczy się. Uśmiechnęła się chytrze. Ma przecież całe wakacje na działanie, a długie lata życia przygotowały ją na każdą niespodziankę.

*****

Wbiegł do domu, babcia jak zwykle siedziała w kuchni.
- Hej już wróciłem.
- Co tak prędko?- wiedziała, że nie może naciskać zbytnio, ale przydał się ogólny zarys sytuacji.
- Konrad jest chory. - wymyślił na prędce pierwsze lepsze kłamstwo - Teraz idę czytać, daj znać, kiedy będzie obiad - usilnie starał się nie patrzeć staruszce w twarz, by ta nie dostrzega jego smutku, ani oznak tego, że płakał.
-Ech, Jaka szkoda, potem wybiorę się tam, czy czasem się nie przydam z pomocą…- nie była pewna, czy usłyszał jej ostanie zdanie, bo słyszała jedynie trzask zamykanych drzwi. Ech z tymi młodymi.
Zamknął drzwi i usiadł na łóżku. Musiał ochłonąć. Po pierwsze - zachował się jak smarkacz. Rozpłakać się po tym, co zobaczył. Przecież oboje są dorośli, nic sobie nie obiecywali, tamten jedynie go pocałował, i co z tego. Czas się czymś zając, żeby nie myśleć o tym. Wziął laptopa i odpalił pierwszą lepsza gierkę, wybierając taką, która pochłonie jego umysł całkowicie.

*****

Konrad wrócił do domu, nalał do szklanki wody i usiadł w jadalni przy stole. Głowę zakrył rękoma. Co on najlepszego narobił. Nie wiedział, jak do końca zareagował Krystian. Był młodszy. Mógł sobie ubzdurać nie wiadomo co po tym, jak on go pocałował. Nie podpisywali paktu na wyłączność ani nic. To był jeden niewinny całus. Może jednak go przeprosi? I co mu powie? Jak wyjaśni sytuacje, która miała miejsce? Ech głupio mu było i tyle. Jutro tam pójdzie. Może.

*****

- Obiaaaad - usłyszał wołanie z dołu. Jeny spędził całe 6 godzin, patrząc się w ekran. Oczy bolały go niemiłosiernie, ale warto było. Zapomniał o całej sytuacji. Nie może zachowywać się jak 6 latka. Stało się i tyle. Jedynie żal mu było perspektywy wakacji. Poprzednią - ta z Krystianem oferowała mu jazdę konną, wyprawy i inne tajemnice. Obecna jedynie pomoc babci w ogródku i komputer. Pewnie przed końcem wakacji będzie musiał zaopatrzyć się w okulary.
Zszedł na dól po schodach. Pachniało znakomicie. Babcia to jednak potrafiła gotować.
- Zjedz, a potem mam dla ciebie misję specjalną. - powiedziała staruszka.
- Koszenie czy pielenie? - zapytał z uśmiechem chłopak.
- Nie powierzę ci do pielenia swoich grządek. Jeszcze mi kwiaty powyrywasz. - odrzekła z przekąsem staruszka - Pójdziesz do pani Basi z ciastem, bo jakoś mi się tak za dużo upiekło…- czas wkroczyć do akcji, pomyślała staruszka
- Dobrze - odpowiedział chłodno hopak, zaczynając rozgrzebywać jedzenie w talerzu, nie sądził, że tak szybko będzie mu dane zobaczyć się z nim
- To ja teraz lecę pielić, tylko nie zapomnij zanieść.
- Dobrze Babciu - odrzekł, zabierając się dalej za jedzenie, ale nie smakowało mu tak samo, jak na początku. Odniósł talerz do kuchni. Na blacie tamtejszego stolika znalazł całą blachę ciasta. Domyślił się, że o nie chodziło. Wziął je i poszedł w kierunku domu Konrada.
Pani Basia usłyszała dzwonek do drzwi. Jak zwykle ktoś przyszedł, kiedy ona była w środku prasowania.
- Konrad, otwórz, zajęta jestem.
Chłopak posłusznie wstał, zamknął czytaną książkę i ruszył ku drzwiom, ale zauważył przed oknem Krystiana, nie chciał się z nim widzieć,
- Mamo nie mogę - odkrzyknął, mając nadzieje, że jego głos nie przejdzie przez zamknięte drzwi do stojącego przed nimi chłopaka.
- Czy ja zawsze muszę robić wszystko sama?- powiedziała i jednocześnie westchnęła pani Basia, schodząc po schodach. Doszła do drzwi i zobaczyła tam Krystiana.
- Oj witaj z powrotem, myślałam, że będziesz się uczył jeździć na koniach.
- Dzień dobry. Niestety Konrad był zajęty ważniejszymi sprawami. - odparł ze smutna miną wnuk pani Heleńskiej.
- Ale przecież nic nie kazałam mu robić, cóż może wejdziesz, zaraz go zawołam.
- Nie, proszę się nie kłopotać, przyniosłem ciasto od babci, poza tym spieszę się, mam kilka ważnych rzeczy do zrobienia, muszę trochę pomoc babci w ogródku.
- Ciesz się, niewiele osób do niego dopuszcza. To jej oczko w głowie, oczywiście zaraz po tobie.- odparła ze śmiechem kobieta- no cóż to leć, nie zatrzymuje cię i pozdrów babcie.
- Oczywiście pozdrowię ją, do widzenia.
- Do widzenia i wpadnij kiedyś.
- Naturalnie. - choć w myślach przyznał, że wolałby być jak najdalej od tego domu, zwłaszcza od stajni. Jak najszybciej udał się w drogę powrotną do domu.

*****

Patrzył przez okno, jak Krystian odchodził. Chciał za nic pobiec, ale wstyd trzymał go w miejscu, nie pozwalając się mu ruszyć. Zdążył polubić tego chłopaka. Chciał z nim spędzić trochę czasu, poderwać go. Pociągał go i to bardzo. Chciał go całować, pieścić i nie wypuszczać z ramion. Spieprzył sytuacje całkowicie. I nawet nie ma odwagi stanąć przed nim twarzą w twarz i przyznać się do winy. Jutro. Może następnego dnia zbierze się na odwagę. Musi znaleźć pretekst. Jego uwagę przykula blacha po cieście, które przyniósł Krystian. Jego przyszywane rodzeństwo zdarzyło już w większości ją opróżnić. Nienasycone głodomory.
Przynajmniej znalazł pretekst. Ech, teraz czas na prace domowe, pomoc mamie zanieść kosz z praniem, coś ugotować, przynajmniej teraz, w wakacje odpadło mu pomaganie w lekcjach rodzeństwa. Cóż tyle z głowy.