sobota, 9 lipca 2016

Zanim przejedziemy do przyjemnego (czyli do czytania), kilka słów od mnie. Po pierwsze, chwilkę mnie nie było. Tęskniliście, prawda? Nie było mnie, bo wyniki matur i takie tam pożeracze czasu. Po drugie, mam betę. Biedna nie wie, na co się pisze. Mam nadzieję, że ilość potknięć się zmniejszy. Przed państwem Saya Vel Rin (oklaski i owacje). Mam nadzieję że nasza współpraca będzie szła jak po maśle. A teraz miłego czytania!





Rozdział IV


Wysiadł z samochodu rodziców. Był lekko zirytowany. Miał bardzo interesujące plany na wakacje, ale jego rodzice postanowili to zepsuć, zabierając go na wieś. Tylko będzie się nudził. Z drugiej strony to tylko weekend. Całe dwa dni w gospodarstwie. Co on będzie tu robić? Kury doić? Tak w sumie to chyba kur się nie doi. Pewnie znajdą mu jakieś pożyteczne zajęcie, byle nie było to przerzucanie gnoju.
Wyciągnął telefon z zamiarem uruchomienia pewniej fajnej aplikacji, która pokazywała gejów w okolicy. Jak już tu jest, może przynajmniej się rozerwie. Seks przygoda zawsze jest miła. Pieprzyć związki, które i tak kończą się zdradami. Patrzył na telefon, skąd uśmiechało się jego zdjęcie. Dobra, był zajebisty i doskonale o tym wiedział – miał zgrabny tyłek i przyjemną twarz z brązowymi oczami. Już trochę zbyt długie włosy sięgały mu za ucho,choć wolał siebie w nieco krótszych. A jego nogi… tego zazdrościły mu nawet dziewczyny. Brzuch nie był wyrobiony, co go trochę smuciło i non stop przekładał jakieś ćwiczenia na tak pożądany kaloryfer. Dużo biegał, dzięki czemu mógł opychać się bez końca, zachowując szczupłą sylwetkę
Spojrzał na wyświetlacz telefonu i zauważył tylko jedno konto w niewielkiej odległości od siebie. Nie miało zdjęcia, więc jego właściciel, albo był odpychający, albo się ukrywał. Pocieszająca była informacja, że byli w podobnym wieku.
- Synu, chodź tu, przywitaj się z wujkiem. – usłyszał głos swojego ojca.
- Już idę. – odpowiedział, wysyłając hej do osoby bez zdjęcia, która nie była nawet online. Ciekawe co z tego wyjdzie. Miał nadzieję, że jego pokój będzie z dala od stodoły, od której, mówiąc szczerze, waliło.


***


Pędzili przez wieś odrobinę za szybko jak na gust Krystiana. Ciekawy był, dokąd go zabiera. Nim się zorientował byli już poza zabudowaniami i wjeżdżali w otwarte pola.
- Gdzie mnie zabierasz? - zapytał młodszy mężczyzna, próbując przekrzyczeć ryk silnika motoru.
- Nie słyszę Cię. - odkrzyknął  Konrad, choć tak naprawdę nie zamierzał zdradzać miejsca, do którego zmierzali. Mijali właśnie mały zagajnik, jeszcze zakręt… I Krystian zobaczył powalający widok. Morze zbóż w pełnym słońcu, a w samym środku złotych fal jezioro, obok którego się zatrzymali.
- Jak tu pięknie. - zachwycał się tegoroczny maturzysta.
- Nom, tutaj będziesz pływał, albo Cię wrzucę. - odrzekł starszy mężczyzna, po czym się roześmiał.
Krystian pomyślał, że miło by było się do niego przytulić, krajobraz podkreślał już i tak przecież ładny widok, jaki stanowił dla niego Konrad. Nie chciał popsuć tej relacji głupią zachcianką, a trzeba było przyznać, że go polubił.
Starszy z nich wyjął telefon z zamiarem sprawdzenia godziny i powiadomień z Facebooka. Zaskoczyła go jednak informacji z aplikacji, której używał w większym mieście. Za każdym razem, gdy spędzał czas na wsi, zwyczajnie ją usuwał. W miasteczku pojawił się jakiś chętny na seks chłopaczek. Po zdjęciu trzeba mu było przyznać, że wyglądał całkiem nieźle. Lubił takich. Ciekawe czy szukał znajomości na niezobowiązujące spotkanko. Odpisał na wiadomość, jednocześnie dodając swoje zdjęcie. Ogarnie to później, teraz ma przy sobie Krystiana i to z nim pewnie spędzi te wakacje. Miał niewielu znajomych - większość jego kumpli rozjechała się do miast w poszukiwaniu lepszego życia. Tutaj zostały same patole i nieudacznicy… I on starający się pomóc swojej przybranej mamie.
- Dobra, zbieramy się. Jedziemy dalej. - powiedział nagląco Konrad.
- Już? Poczekaj jeszcze chwilę, chcę się napatrzeć. - argumentował Krystian.
- Kiedyś. Teraz wsiadaj na motor, bo Cię tutaj zostawię. - odpowiedział, samemu będąc już na maszynie.
- Dobra, czekaj, gdzie teraz jedziemy? - spytał młodszy mężczyzna, siadając za Konradem.
- Zobaczysz. - powiedział tajemniczym głosem i rozpoczął jazdę. Uwielbiał pędzić na motorze, ale tym razem musiał trochę zwolnić, gdyż wiózł dodatkowo inny, nieziemski, tyłek.


***


Zawrócili w stronę wsi. Minęli dom Krystiana, kierując się niedaleko niego. Stał tam ogromny budynek, który niegdyś mógł uchodzić za namiastkę pałacu. Wysoki na trzy kondygnacje, liczne, bogato zdobione okna. Ściany pokrywała żółta farba, która z czasem zaczęła odchodzić, a nawet odpadać. Na dachu można było dostrzec liczne próby nieumiejętnego łatania dziur. Zatrzymali się przed wejściem.
- Tutaj mieszkam. - powiedział Konrad.
- Fajny dom. - podsumował Krystian, w duchu przyznając, że sam zawsze marzył o podobnym. Temu jednak przydałby się porządny remont. I ogrodnik, cały ogród był zarośnięty.
- Ta, trochę zaniedbany, ale wiesz, jak to jest. Na nic nie ma kasy - odparł smutno starszy - staram się pomóc jak mogę, ale co może biedny student?
- Twoja mama się wszystkim zajmuje? - zapytał zaciekawiony maturzysta.
- No, nie do końca mama, ale po śmierci taty, który też nie był do końca ojcem, jest gorzej. Prowadził firmę, która dobrze prosperowała. Jednak kiedy odszedł, jego wspólnicy oszukali ją, zostawiając na lodzie. - wyjaśnił
- Przykro mi. - odparł smutno młodszy - może Ci jakoś pomogę? Mam w końcu dużo czasu. Oczywiście w pierwszej kolejności jest babcia.
- Naprawdę? - student starał się ukryć zdziwienie w głosie - Chciałbyś?
- No jasne. Przyda Ci się pomoc, w końcu jesteś dla mnie miły - uśmiechnął się. I spędzą z Tobą więcej czasu, dodał w duchu.
- Dobrze, a teraz chodź na tył.
- Po co?
- Zobaczysz.
Przemieszczali się po zaniedbanym ogrodzie w stronę drewnianego budynku.
- Dobra, to nasza rozrywka na teraz - starszy mężczyzna gestem ręki zaprosił Krystiana do środka.
- To stajnia. - odrzekł uradowany, widząc konie już pierwszego dnia pobytu.
- Tak. Ta biała to Strzałka, a ten drugi to Kazik. Nie pytaj, moja mama go tak nazwała. - wytłumaczył.
- Pasuje do niego. - przyznał młodszy ze śmiechem. Kochał zwierzęta. Zawsze marzył o własnym, ale rodzice nigdy nie chcieli mu pozwolić na żadne zwierzątko.
- To co? Jedziemy? - zapytał Konrad.
- Ale że tak teraz? Od razu? Nie umiem. - pisnął maturzysta.
- Nauczę Cię. Na początek daj cukier Kazikowi. - tu podał Krystianowi kostkę, którą wyciągnął, gdy ten gapił się na konie. - Jest starszy i spokojniejszy, łatwiej będzie Cię nauczyć jeździć.
- Ale ja chcę ją… - powiedział smutno młodszy, ruchem głowy wskazując Strzałkę.
- Nie dzisiaj. Jest narowista i jest moja. - wyjaśnił szczerze rozbawiony Konrad. Każdy wolał młodszą klacz, ale ona się do nauki nie nadawała. - Tu masz siodło, teraz nauczę cię podstaw...


***


Wstał rano, nie myśląc w zasadzie o niczym. Dobrze mu było w łóżku. Sięgnął jedynie po telefon, dzwoniąc po obsługę hotelu, by przyniosła mu śniadanie. Zażyczył sobie, by podano je za pół godziny. Sam w tym czasie poszedł do łazienki. Rozebrał się i wszedł do obszernej kabiny prysznicowej, mogącej pomieścić co najmniej dwie osoby. Na przykład jego i Michaele. To były czasy, gdy spędzał z nią czas, poświęcając się wspólnemu myciu i nie tylko. Ech, to nie był czas na wspomnienia. Trzeba było ułożyć plan, zdecydować co dalej. Musiał pojechać na wieś, gdzie ją poznać i wypytać ciotkę dziewczyny. Może ona będzie coś o niej wiedziała.
W międzyczasie przejeżdżał dłońmi po swoim muskularnym ciele. Wiedział, że wiele osób go pożądało, ale nikomu oprócz Michaele nie było dane zobaczyć w pełnej okazałości jego nagą sylwetkę. Idealnie proporcjonalna i delikatnie opalona - pamiątka po wakacjach w słonecznej Francji. Chciałby powrócić do dawnych czasów, miłych chwil na plaży, w winnicach lub w rodzinnej posiadłości w Niemczech. Do spełnienia tych pragnień brakowało tylko jednej osoby.
Jego rozmyślania przerwało przybycie kogoś z obsługi. Czyżby aż tyle czasu spędził pod prysznicem? Owinął się ręcznikiem w pasie i wyszedł sprawdzić, czy jego zamówienie było dokładnie takie, jak sobie tego zażyczył. Spojrzał przed siebie i zobaczył ostatnią osobę, którą widziałby w tym miejscu. To był ten niekompetentny chłopak, z którym miał do czynienia wczorajszego dnia. Jeszcze go nie zwolnili, pomyślał. Tylko jak on się na niego gapił, bo na pewno patrzeniem tego nazwać nie można. Był bezczelny i tyle.
- Oto Pana zamówienie.
- Dobrze, że chociaż nauczyłeś się używać formuły pan - zauważył drwiąco Eryk, wprawiając młodego w zakłopotanie.
- Przepraszam pana za moje wcześniejsze zachowanie…
- I tak powinieneś zostać zwolniony. Nie wiem, jakie konsekwencje zostały wobec Ciebie wyciągnięte, ale z pewnością niewystarczające - przerwał mu starszy, choć wiedział, że przesadza. A co mu tam, i tak z pewnością nigdy więcej nie ujrzy go na oczy. Przynajmniej miał się na kim wyżyć. - I dlaczego się tak na mnie patrzysz? Faceta na oczy nie widziałeś? - kontynuował swoją wypowiedź.
- Nie, tylko Pan… - tu młody zawiesił głos.
- Tylko ja co? Powiedz prawdę, bo znów zgłoszę skargę.
- Jest Pan przystojny. - odpowiedział bez zająknięcia. Ta odpowiedź zaskoczył Eryka. Że niby on się jakiemuś smarkaczowi podoba? Przecież obaj byli facetami.
- Nie obchodzi mnie, co myślisz, ale przykro mi, nie jestem zainteresowany. Zrobiłeś, co miałeś zrobić. Teraz możesz odejść. - potraktował go gorzej, niż zazwyczaj traktuje się obsługę hotelową, ale ten chłopak działał mu na nerwy. Na pewno nie powinien pracować w tym zawodzie. Nadaje się co najwyżej do stania na zmywaku, przyznał w myślach.
- Dobrze, do widzenia Panu - odparł boy hotelowy, najuprzejmiej jak umiał.
- Oby nie nastąpiło to wkrótce - rzucił Eryk, gdy tamten zamykał drzwi. Jedynie wizja smacznego śniadania, które leżało przed nim, poprawiała mu nastrój. I nie zawiódł sie - mieli tu doskonałego kucharza.


***


Siedział już w siodle, choć i tak Konrad prowadził Kazika na lonży. Podstawy ma opanowane, pomyślał starszy, szybko się uczy.
- Dobrze mój uczniu, dajesz sobie radę. - pochwalił siedzącego na siodle Krystiana.
- A ty co? Mój mistrz? Czy może mam ci mówić senpai? - odpowiedział starszemu.
- Od razu wasza mistrzowskość. - zadrwił Konrad.
- Dobrze, od dzisiaj będę miał Cię tak zapisanego w kontaktach! - odparł śmiejąc się.
- Ok, to ja puszczam lonżę mój uczniu, trzeba Cię rzucić na głęboką wodę. - powiedział student, po czym klepnął konia w zad, cmokając i wołając - Galop Kazik, galop.
- Co ty do cholery robisz? - zdążył powiedzieć Krystian, zanim zwierz nie ruszył nagle do przodu. Chłopakowi wydawało się to szybsze i zdecydowanie bardziej niebezpieczne, niż jazda motorem, więc wtulił się w szyję konia. Z boku jednak wydawało się, że Kazik jedynie ledwo przyspieszył i z pewnością nie był to kłus, a co dopiero galop. Konrad wiedział, że zwierze nie jest skore do biegu, dlatego też pozwolił sobie na takie zachowanie.
- O boże ja żyje, ja jadę, o boże ja jadę sam! - zakrzyczał Krystian, po pokonaniu kilkunastu metrów w tym jakże zabójczym tempie.
- Widzisz, nauczyłem Cię jeździć w jeden poranek. - powiedział starszy, lecz pomyślał, że ten koń i tak nigdy nikogo nie zrzucił, a młody nawet nie miał szans na żadne manewrowanie nim. - Siedź luźniej, bo będzie Cię później tyłek bolał. - rzucił jeszcze.
- Aż tak martwisz się moim tyłkiem? - zawołał maturzysta, po czym zorientował się, jak to zabrzmiało i natychmiast spalił popisowego buraka.
- A mam się martwić? - widział reakcje młodego. Ależ on był świętoszkowaty.
Wtem rozdzwonił się telefon Krystiana, który ten wyciągnął, usilnie trzymając się jedną ręką wodzy, gdy koń powoli człapał w stronę siana, które leżało nieopodal.
- Tak babciu, żyję i mam się dobrze. - usłyszał rozmowę Konrad. Pewnie staruszka martwiła się o swojego wnuczka. - Masz zaproszenie na obiad. - powiedział jeszcze Krystian, odkładając telefon. - A teraz pomóż mi zejść, bo ta bestia gdzieś mnie jeszcze poniesie.
- Masz rację. Z Kazika jest bardzo krwiożercza bestia. - zaśmiał się starszy - I z chęcią skorzystam z zaproszenia. - wiedział, że i tak każdy u niego w domu żywił się na własną rękę, bo mama nie miała czasu dla nich gotować. Dodatkowo każdy z bachorów był na coś uczulony albo czegoś nie jadał i trudno było ugotować coś innego niż rosół, żeby każdy mógł coś zjeść. Pomógł zsiąść chłopakowi. Jakież on miał miękkie ręce, pomyślał. Typowy chłopaczek z miasta.
- Dobra to idziemy. Mamy być w ciągu pół godziny. - oznajmił Krystian.
- To chodź. Umyjemy ręce. Za mną marsz. - zakomunikował starszy z mężczyzn.
- Prowadź o wasza mistrzowskość.
Konrad jeszcze popatrzył jak Kazik pożera siano. Ile ten koń je. Jeszcze wypuścił Strzałkę na łąkę. Niech sobie pobiegają, pomyślał. Poszli za stajnie, gdzie z ziemie wystawała stara, ręczna pompa.
- Stań tam i przystaw ręce pod wylot. - zakomunikował Konrad.
- A wtedy co? - zapytał się Krystian. Widział takie urządzenie tylko na obrazkach i w opisach jego książek z dzieciństwa.
- Napompuje wody. - powiedział starszy, po czym chwycił wajchę, to naciskając, to puszczając. Po chwili zaczęła płynąć woda. - Dobra, teraz zmiana. - Krystian nie mógł się oprzeć, opryskując wodą studenta.
- A masz. - powiedział.
- Osz ty niedobry. - zaśmiał się starszy, po czym zaczął gonić młodego. Tamten zaczął uciekać.
Tak dobiegli do wielkiej kupy siana, po czym Konrad rzucił się na Krystiana.
- Mam Cię mój uczniu. - przygniótł chłopaka swoim ciężarem.
- I co teraz zrobisz? - spytał niewinnie młodszy z nich.
- A to. - po czym wziął i pocałował usta chłopaka leżącego pod sobą. Tamten cały się zaczerwienił i tylko wyjąkał - Co jak ty dlaczego?
- Bo mi się podobasz. - odpowiedział starszy. Bał się trochę, jak maturzysta zareaguje, ale c’est la vie. Ma się to, co się chce, albo nic.
-To ty jesteś homo? - zapytał cały czerwony Krystian. W głowie kłębiły mu się tysiące myśli.
- Tak, a co nie podobam Ci się? - zapytał szczerze rozbawiony zachowaniem młodego. Był tak cholernie uroczy.
- Dobrze, ja… ten no muszę na obiad iść. Zadzwonię później. - powiedział, ignorując pytanie Konrada.
- Ok, jak będziesz chciał, to przyjdź jutro.- powiedział student, całkowicie ignorując fakt, że był zaproszony na obiad do staruszki. Trzeba będzie coś samemu upichcić. Ciekawe czy tamten przyjedzie. Musi mu dać czas ochłonąć. W sumie pocałunek po trzech dniach znajomości, to było coś. A on i tak zazwyczaj nie bawił się w coś takiego.
- Dobra to cześć. - powiedział Krystian, po czym najnormalniej w życiu uciekł. Co tu się właśnie odpierdala, zapytał siebie w myślach.


Przybiegł do domu, minął zdziwioną babcię. Gdy wszedł do łazienki, już wiedział, dlaczego była taka zdziwiona. Wszędzie miał siano. Trzeba wziąć prysznic. Nie wiedział co myśleć o tamtej sytuacji. Konrad był… miły i przystojny, w dodatku dobrze mu się z nim rozmawiało. I był gejem. Tak, to była jedna z jego największych zalet. Nie wiedział, czy student nie szuka tylko przygodnego seksu. Bał się odrzucenia albo bycia czyjąś zabawką. Marzył mu się facet, który się nim zaopiekuje, przytuli lub wygada.
- Jak było? - zapytała babcia, gdy tylko zszedł na dól.
- Fajnie. - odparł, choć wiedział, że ją zbywa, ale no cóż, nie chciał jej na razie wciągać w tak śliska sprawę. Po obiedzie zabrał się za koszenie trawy. Idealnie zajęcie do myślenia o tamtej sytuacji. Pod koniec podjął decyzję - pójdzie jutro do Konrada i porozmawia z nim.


***
Po odejściu Krystiana, starszy zastanawiał się, czy maturzysta jutro przyjdzie. Co najwyżej miał pecha, trudno. Wyciągnął telefon. Osoba, której odpisał nad jeziorem, miała czas jutro rano, więc chociaż w ten sposób się rozerwie. Właśnie był online. Ich rozmowa przebiegła typowo dla takich. Kilka ustaleń, kto co lubi, i umówili się na poranek, na zwykłą zabawę, bez żadnych zobowiązań. Resztę dnia spędził, pomagając rodzeństwu w ich obowiązkach domowych. Położył się, nie myśląc o tym, co przyniesie jutro.
Wstał, wziął szybki prysznic, wyprzedzając o kilka sekund jego przybraną siostrę w porannym wyścigu do łazienki. Wtedy też zorientował się, że nie ma pojęcia, jak może mieć na imię jego jutrzejszy partner. Zdarza się, i tak szybko by je zapomniał. Wybrał się na miejsce spotkania.


***


Czekał pod sklepem, tam, gdzie umówił się z tym gościem. Trochę mu się tu dłużyło, a ponieważ nie był stąd, wszyscy ludzie się na niego dziwnie patrzyli. Zauważył chłopaka, który przyjaźnie się do niego uśmiechał. Ale ciacho, pomyślał.
- Hej Konrad jestem, zapomniałem Ci się przedstawić.
- Siemka, jestem Marcel.
-To co, idziemy? Mam lokum. - zaproponował starszy.
- Dobra. - odparł. Miał tylko nadzieję, że będzie w miarę wygonie - nie lubił robić tego w kiepskich warunkach.
Szybko doszli do stodoły, a tam bez zbędnych ceregieli, Konrad pocałował młodszego. Nieziemsko całuje, pomyślał starszy, nawet nie chcąc myśleć, jaki bagaż doświadczeń musiał mieć Marcel. Delikatnie go popchnął, a tamten klapnął na siano, ciągnąc za sobą studenta.
- Masz gumki? - zapytał młodszy.
- No oczywiście. - uśmiechnął się starszy. Ależ on był otwarty. Ciekawe jakby wyglądał w tym sianie Krystian. Po cholerę on teraz myśli o nim?


Teraz coś od autora. Następny rozdział zaczniemy od sceny erotycznej. Mojej pierwszej. Sam jestem ciekaw jak mi ona wyjdzie.

sobota, 2 lipca 2016

Rozdział III




Znalazłem betę, mam nadzieję że nie będą wam moje błędy już tak świecił w oczy. Ale to co teraz wam sprezentuje to nadal tylko moja praca. Oficjalnym mianowaniem zajmiemy się przy następnym rozdziale, który pojawi się, mam nadzieję przy współpracy. A teraz czytajcie i komentujcie.









Rozdział III



W stolicy...



Wysiadł z metra i zmierzał w kierunku jednego z najlepszych hoteli w stolicy. Początkowo nie miał zamiaru tu się zatrzymywać, ale był niewyspany. Chciał położyć się w łóżku, na dobranoc wypijając dobre wino. Uwielbiał czerwone wytrawne lub półwytrawne, takie jak robili rodzice Michaele. To był wyśmienity napitek. Ciężko o równie wytworny w Polsce. No cóż różne są plusy i minusy tego kraju. Jednakże więcej jest tych stron ujemnych. Ale i tak zawsze go coś tu ciągnęło, nie mógł żyć po za tym krajem, choć rodzina od strony ojca wywodziła się z Niemiec. Byli bogaci, obrzydliwie bogaci. Jakiż to przewrotny los połączył biedną polkę, jego matkę z tak nadzianym i obleśnym facetem jakim był jego ojciec. Nie mógł tego nigdy pojąć.
Gdy stanął przed hotelem, skinął na młodego boya. Cóż, tamten ociągając się, podszedł do niego. Trudno tutaj nawet o porządną obsługę, stwierdził w myśli.
-potrzebujesz czegoś- odezwał się chłopak
-po pierwsze to Pan, a po drugie masz wziąć moje walizki-Eryk odszedł zamaszystym krokiem, dawno nie spotykając się z tak niskim poziomem kultury ze strony obsługi hotelu. Rozgoryczyło go to.
Wszedł do przestronnego holu, w którym dominowały złote zdobienia. Napawało to obrzydzeniem nowego gościa, dekorator z pewnością nie miał gustu, mieszając różne style. Do tego ta farba odłażąca w niektórych miejscach. Tu po prostu było za dużo wszystkiego. Znał się na tym. Zjeździł z Michaele Europę, pamiętał Wersal i inne pałace. Dodatkowo matka jego miłości była dekoratorką wnętrz, posiadającą genialnie prosperującą firmę zajmującą się tą branżą.
-witamy szanownego gościa- odezwała się rozpromieniona recepcjonista- ma Pan rezerwację?- jej ton głosu wyrażał szacunek do klienta z nutką dobroduszności
-nie nie mam i od razu muszę złożyć skargę na tego pracownika- tu Eryk wskazał palcem na bledniejącego chłopca hotelowego
-przepraszamy, za kłopot, ta osoba zostanie ukarana, ostatnio było wiele skarg na niego- recepcjonista dalej próbowała trzymać nieskazitelny uśmiech, jednakże widać było złość wymalowaną na jej twarzy- Kacper, idź do menadżerki i powiedz że znowu wpłynęła na ciebie skarga.
- dobrze, a pana przepraszam za kłopot- powiedział skruszony chłopiec i udał się do drzwi na których widniał napis  “dla obsługi”.
- jaki pokój pana interesuje?- kontynuowała recepcjonistka
- jednoosobowy, najlepszy jaki macie na dwa dni- wiedział że nie potrzebuje na taki okres czasu pokoju, ale także nie chciał być ponaglany końcówką doby hotelowej. Lubił spać, a teraz w planach miał bardzo długi sen.
- Pana godność?
-Eryk Krzykowski
-oto pana klucz, zaraz dostarczymy pana bagaże
W końcu odpocznie,  może zamówi sobie coś do jedzenia. A do tego wino, koniecznie czerwone, półwytrawne.
Schody doprowadziły go do pokoju, który okazał się przestronnym i jasnym miejscem. liczne lampy oświetlałby łoże małżeńskie. Położył się na nim. Smutno będzie spędzić w nim noc samemu, ale akurat jemu nie będzie dane już nigdy posmakować kobiety. Nie myślał o innych, nie pociągały go w sferze erotycznej. Umiał dostrzec ich piękno, ale jednak wyobrażenie nagiej kobiety napawała go wstrętem, po czym od razu kierował swe myśli do jego Michaele. Tak jak teraz. Rozmyślał o jej krągłych pośladkach, jędrnych piersiach a jego ręka bezwiednie poruszyła się w dól spodni.



na spokojnej wsi…




Konrad podziwiał prawie nagie ciało  Krystiana, który dopiero przed chwilą wyszedł z łazienki owinięty w ręcznik. Cholerny ręcznik. Pani Heleńska pozwoliła mu wejść do pokoju jej wnuka, usprawiedliwiając się obawą, że zanudzi go opowieściami z lat swojej młodości. Z jednej strony ucieszył się, bo chciał jak najszybciej zobaczyć tego blond włosego chłopaka. Z drugiej strony lubił ją i te historie, które opowiadała o latach wojny i o jej nastoletnich miłostkach. Pobiegł na górę po schodach. Znał doskonale rozmieszenie domu, sam pomagał w remontowaniu piętra. Wiedział, że trzeba pomóc staruszce. Usiadł na łóżku, nie wiedząc co ze sobą zrobić. A teraz miał przed sobą nagrodę.
-Co ty tu robisz?- zapytał wciąż zaskoczony Krystian
-no siedzę, a tak zresztą to cześć- uśmiechnął się łagodnie, jednocześnie wyciągając rękę w geście przyjaznego uścisku. Lecz tamten nie podał ręki, tylko chwycił obiema zsuwający się ręcznik upuszczając trzymaną w ręce szczoteczkę.
-niech to szlag- powiedział- moja szczoteczka! Cholera.
- e tam, opłucze się- powiedział siedzący na łóżku chłopak- pospiesz się, chcę cię zabrać ze sobą.
- to się przesuń i najlepiej wyjdź, bo chce się ubrać
- przecież jesteśmy oboje facetami, nic tam nie masz czego nie widziałem- lubił się drażnić, zwłaszcza widząc rumieniec na twarzy Krystiana.
-wyjdź w tej chwili bo nigdzie nie pójdę
-okej, już dobrze, księżniczka tupnęła nóżką, więc samotny rycerz stanie za drzwiami pilnując jej komnat
Tamten wystawił język i chwycił poduszkę próbując go uderzyć, kątem oka Konrad widział zsuwający się ręcznik, ale został wypchnięty za drzwi. No cóż. Może następnym razem uda się coś zobaczyć.




Po drugiej stronie drzwi



Co on sobie myślał, mówiąc o tym ręczniku. Przecież praktycznie się nie znali, a już paradował przed nim w ręczniku-gorączkowe myśli przebiegały mu przez głowę- nawet ręki mu nie podał. Mógł zaczekać na dole a nie pchać się na górę, gdy jestem w łazience
Stanął i oparł się o drzwi, upewniając się ze są i pozostaną zamknięte. Nie chciał świecić gołym tyłkiem przed zupełnie obcą osobą. Choć nie ukrywał Konrad podobał się. I ten widok, jak patrzył się na to ciało owinięte tylko ręcznikiem. Bzdura, musiało mu się coś przywidzieć, pomyślał. Nie możliwe, ze taki przystojniak był homo, choć w sumie po co chciał się zaprzyjaźnić z tak nudną osobą jak on. Znowu myśli o idiotycznych rzeczach, a Konrad czeka. Tak, trzeba się ubrać i to szybo. Podbiegł do szafy naciągając na swój grzbiet pierwsze lepsze ciuchy. Trochę się obawiał że może je zniszczyć w czasie gdy będzie z Kondratem. A nie miał za dużo oszczędności, a trudno było prosić babcię o pieniądze. W sumie gdzie on szedł. Na spacer? Na wycieczkę? Na spotkanie? Żadne słowo nie mogło dobrze określić tego co miało nastąpić. Kurde no, gdzie on wsadził grzebień. W kosmetyczce, w łazience, przypomniał sobie. Podniósł z ziemi jeszcze brudną szczoteczkę. Niestety została nadepnięta, Trzeba będzie kupić nową. Na to jeszcze go było stać. Znalazł grzebień, rozczesał i poprawił włosy.
-gotowy?- usłyszał za sobą głos
-miałeś nie wchodzić! Wyjdź za drzwi- Krystian próbując ukarać podglądacza, rzucił w niego grzebieniem, który uchylił się przed nadlatującym pociskiem, mijając mu nad ramieniem i lecąc w kierunku otwartych drzwi.
-chłopcy, co to ma znaczyć, co wy tam wyprawiajcie!- usłyszeli podniesiony głos kobiety- z takimi dzikimi harcami to na dwór!
-dobrze,  dobrze już go zabieram- odkrzyknął Konrad- chodźmy, mam nadzieje że już jesteś gotowy-rzucił jeszcze przez ramię
- co mamy w planach na dzisiaj?-zapytał się nie śmiało Krystian.
-zobaczysz- z tajemniczym uśmiechem odparł chłopak o którym nic nie wiedział.

Wyszli przed budynek. Obok idealnie wypielęgnowanych grządek stał motor.
-wsiadaj, jedziemy- rzucił starszy chłopak
-a umiesz tym jeździć?
-nie, uczę się, a ciebie chce wykorzystać jako poduszkę w razie kraksy- rzucił Konrad drwiącym tonem- oczywiście umiem i robię to piekielnie dobrze, jak wiele innych rzeczy- tutaj znacząco uniósł brwi- trzymaj kask, bo pani Heleńska mnie zabije, jak ci włos spadnie z głowy
-dzięki-opowiedział młodszy. Gdy student podawał mu kask, ich ręce delikatnie się musnęły, wywołując u Krystiana przyjemne dreszcze w dole pleców. Chłopak sam nie wiedział dlaczego ta osoba, jest taka dobra dla niego, mimo że nie dawno się poznali. Obawiał się zakochać , bo wiedział jak boli obdarzenie uczuciem nie odpowiedniej osoby- a tym bardziej hetero. Pewne na wieść o jego orientacji tamten nie tylko wyśmiałby go a dodatkowo trzasnął w łeb. Nie chciał zmieniać ani psuć tej nowej relacji.
-no chodź, nie będę czekał cały dzień- zawołał Konrad. Młody niepewnie i niezdarnie wlazł na ogromną maszynę. Nie wiedział za co zbytnio się przytrzymać w czasie jazdy. Przydałyby się jakieś uchwyty.
- za co mam się złapać?- zapytał
-obejmij mnie- powiedział starszy
-ciebie?
- a widzisz tu do cholery kogoś innego, ech same z tobą problemy- powiedział Konrad, po czym obrócił się, wziął ręce Krystiana i położył je sobie na bokach- no chwyć się mocniej, bo spadniesz łamago.
Młodszy chłopak cieszył się w duchu, ze tamten nie zauważył jego rumieńców. Dawno się do nikogo nie przytulał, nie licząc tego zdarzenia w pociągu.  Jak on pachniał. Wyczuwał dobre perfumy pomieszane z lekkich zapachem potu. Przycisnął głowę mocniej do pleców chłopaka. Nie wiedzieć czemu czuł się bezpiecznie tuląc się do niego.
-wąchasz mnie? - zapytał zdziwiony Konrad
-yyy, zdaje ci się mam katar- opowiedział speszony Krystian, wymyślając na poczekaniu najgłupsze z możliwych kłamstw.
-aaa, czyli używasz mnie jako chusteczki? Jak pojedziemy dalej to zrzucę cie do jeziora, podobno tamtejsza woda ma właściwości lecznicze- powiedział starszy z ironią w głosie. Ale myślami był przy porannej kąpieli, kiedy to oblał się połową flakonika perfum. Chyba był to dobry pomysł.
- trzymaj się jedziemy
-dobra tylko powoliii…- zdążył wrzasnąć Krystian, gdy tamten ruszył pewnie z pełną prędkością. On nas zabije, pomyślał.



Czuły wzrok z starego domu...





Zza za okna zerkało bystre spojrzenie. Choć oczy już nie te co kiedyś, ale wciąż wyczulone na swoje wnuki. Babcia patrzyła jak obcy facet wsadza na motor jej potomka. W sumie to obcy to on nie był, no ale i tak. Popatrzyła się na portret starszego mężczyzny wiszący zaraz przy wejściu.
-dziadku, dziadku, jaka szkoda że ciebie tu nie ma, zaraz ustawiłbyś wszystko do pionu.- powiedziała radosnym głosem, chodź wiedziała że słowa, które wypowiedziała nie dotrą do osoby z obrazu. Jej męża. Nic się nie zmieniło od jego śmierci. Tylko nastała cisza, którą zaburzyło pojawienie się jej wnuka.
-ależ oni ładnie wyglądają na tym motorze- oznajmiła dziadkowi. W sumie ciekawe jak to będzie, gdy Krystian przyprowadzi do domu mężczyznę. Ani to wesela nie będzie, prawnuków też nie. Ale nudno i smętnie. Nie będzie dla kogo dziergać swetrów, ani skarpet, bo przecież dwa komplety to ona w jeden tydzień zrobi! Staruszka uśmiechnęła się w duchu już zaczynając myśleć jakiego koloru sweter sprezentuje wnukowi na święta. Ciekawe czy będzie też musiała zrobić dla Konrada. W sumie, czemu nie. Przecież i tak ma tyle wolnego czasu.

W międzyczasie chłopcy już znikli w oddali. Babcia mała nadzieje że przyjadą cali i zdrowi na obiad. A po obiedzie deser. O właśnie ciasto! Są rzeczy ważne i ważniejsze, ale słodkie się samo nie zrobi, pomyślała staruszka radośnie idąc w stronę kuchni. A jak wrócą to będzie trzeba zagonić ich do roboty. Trawa sama się nie skosi, a to już praca nie na moje lata. I grządki wypielić, oczywiście bo będą brzydko wyglądały przy równo wystrzyżonym trawniku. Ale najpierw ciasto-pomyślała staruszka.