Gdzieś
w Polsce....
Czasami trzeba coś zmienić, nawet za cenę porzucenia dawnego życia, dlatego też chłopak jechał pociągiem. Za oknem widział kolory, rozciągające się po horyzont. Zastanawiał się czy tam, za wzgórzami też jest tak kolorowo. Żółte kwiaty których nie potrafił nazwać przypominały mu dom babci. Ten dom w którym był akceptowany. Tam mógł być sobą. Do niego też zmierzał. Pamiętał ten uśmiech babci, gdy przynosił jej żaby i inne zwierzęta z łąki. Uczyła go o dobroci do wszystkich stworzeń, nie tylko do ludzi. Uczuć, których nie dane było zaznać mu w rodzinnym domu. A wszystko przez jego głupią, wręcz idiotyczną decyzję o wyjaśnieniu prawdy o sobie swoim rodzicom. Powiedział że jest homo, co zniszczyło mu życie. Z dnia na dzień przestał być traktowany jak członek rodziny. Matka, którą do tej pory szanował, która była dla niego wzorem, z wzgardą podawała mu nawet obiad. Głupi posiłek przy którym było mu przypominane jego miejsce. Rodzeństwo nie było lepsze. Tyle niby tolerancji wszędzie, jego ojciec działacz polityczny, nowoczesna rodzina. Tylko w teorii. Choć w sumie zawsze był czarną owcą. Siostra, najlepsza na roku medycyny w Warszawie, bracia, chodź młodsi o 2 lata odnosili sukcesy wszędzie. On był zwykły, przeciętny. Liceum ukończył z średnimi ocenami. Na maturze też pewnie się nie wyróżnił.
Czasami trzeba coś zmienić, nawet za cenę porzucenia dawnego życia, dlatego też chłopak jechał pociągiem. Za oknem widział kolory, rozciągające się po horyzont. Zastanawiał się czy tam, za wzgórzami też jest tak kolorowo. Żółte kwiaty których nie potrafił nazwać przypominały mu dom babci. Ten dom w którym był akceptowany. Tam mógł być sobą. Do niego też zmierzał. Pamiętał ten uśmiech babci, gdy przynosił jej żaby i inne zwierzęta z łąki. Uczyła go o dobroci do wszystkich stworzeń, nie tylko do ludzi. Uczuć, których nie dane było zaznać mu w rodzinnym domu. A wszystko przez jego głupią, wręcz idiotyczną decyzję o wyjaśnieniu prawdy o sobie swoim rodzicom. Powiedział że jest homo, co zniszczyło mu życie. Z dnia na dzień przestał być traktowany jak członek rodziny. Matka, którą do tej pory szanował, która była dla niego wzorem, z wzgardą podawała mu nawet obiad. Głupi posiłek przy którym było mu przypominane jego miejsce. Rodzeństwo nie było lepsze. Tyle niby tolerancji wszędzie, jego ojciec działacz polityczny, nowoczesna rodzina. Tylko w teorii. Choć w sumie zawsze był czarną owcą. Siostra, najlepsza na roku medycyny w Warszawie, bracia, chodź młodsi o 2 lata odnosili sukcesy wszędzie. On był zwykły, przeciętny. Liceum ukończył z średnimi ocenami. Na maturze też pewnie się nie wyróżnił.
Spojrzał
w lustro, oczywiście pęknięte, jak to w przedziałach PKP bywa.
Spoglądały na niego oczy niebieskie, lodowato zimne jak twierdził
on i większość ludzi. Lecz dla babci były w kolorze oceanu i
według niej widać w nich dobroć. Jednakże myliła się. Były
puste, te oczy nie potrafiły kochać. Poruszył głową i
natychmiast oczy zostały zasłonięte przez blond włosy, które
oczywiście były zawsze w nieładzie. Próbował je poprawić
chudą ręką. Zawsze marzył o mięśniach, może w te wakacje
zabierze się za sport. Jego rozmyślanie zostało przerwane przez
skrzypniecie przesuwanych drzwi od przedziału. Miał nadzieję że
pobędzie sam.
Na
dalekiej Syberii
Śnieg,
tundra, za oknem pociągu tylko biel. Wiedział że tak będzie. W
sumie i tak brakowało mu pieniędzy więc kolej transsyberyjska była
bardziej oszczędnym pomysłem niż lot. Wracał. Nie znalazł śladów
Michaele w Chinach, a raczej śladów jej mordercy. Tak dawno się to
stało. Tropy prowadziły go do tylu miejsc, które on, niegdyś,
podobno znakomity detektyw, nie umiał powiązać. Utrata pamięci
tym bardziej mu tego nie ułatwiała. Pamiętał tylko Michaele,
ciepło jej dłoni i radość w jej oczach. Zabrano mu to. Znaleziono
go nad ciałem jego ukochanej, nie pamiętał skąd się tam wziął.
Lekarze mówili że jego amnezja to szok, po tym jak znalazł zwłoki.
Jak to pogardliwie brzmi. Zwłoki. To przecież jest jego ukochana. A
raczej była. Nawet nieżywa była piękna. Jej gładkie,
śnieżnobiałe policzki, długie lekko falowane włosy o kolorze
zachodzącego słońca. Była aniołem, lecz pamięć o jej pięknie
pozostanie w jego pamięci. Bał się, że może to wspomnienie
wyblaknąć. Nie chciał odzyskać tożsamości, liczyła się
zemsta. Ten co zabrał jego szczęście zapłaci za to. Nie mógł
siedzieć w przedziale, poszedł się przejść po pociągu. Nużyła
go ta podróż. Wychodząc, pamiętał żeby zamknąć przedział na
klucz. Nie wiadomo kto mógł się tu kręcić. Przystanął
zirytowany. Męczyły go te myśli, pewnie łączyły się z jego
dawnym życiem. Tym z Michaele. Znów to samo.
Szedł
dalej. Usłyszał rozmowę, której się zaczął przysłuchiwać.
-
kochanie ja ci mówię Nietzsche się myli, jego moralność jest zła
-oburzył się stary męski głos. Były detektyw spojrzał przez
małe okienko w drzwiach, dojrzał parę trzymająca się za ręce.
Oboje byli w podeszłym wieku.
- ale jego koncepcja doskonałości i darzenia do niej jest genialna. Przekonywała staruszka- pamiętasz jak za młodu tylko Bergson i jego pęd życia?
- tak, tak, to elan vital, które usłyszeliśmy u tej, jak się ona nazywała...
- Niesławska, kochanie, z pamięcią coraz gorzej u ciebie.
Z troską wzięli się za ręce, martwiąc się o zdrowie swojej drugiej połówki.
- co ja bym bez ciebie zrobił- po chwili milczenia odezwał się staruszek. Jego oczy wyrażały to samo. Miłość. Bezgraniczną miłość. Tak jak on z Michaele.
- ale przerwała wszystko wojna. Pamiętasz jak walczyliśmy?
Tu Eryk zostawił kochanków samych. Tak Eryk miał na imię, była jedną z nielicznych informacji o sobie, jaka pamiętał. Szedł bezmyślnie w kierunku zapachu dobrego jedzenia. Głód. Jedno z tych uczuć, które trudno pominąć. Podobnie jak z miłością. Oparł się o drzwi wagonu barowego. Pomyślał o swym ciele. Mówiono że jest przystojny. Wysoki, muskularny brunet o ciemnych oczach. W których jak mówiono, niegdyś paliły się iskierki. Teraz pozostał mrok. Potarł ręką po brodzie. Poczuł chropowaty zarost. Najwyższy czas się ogolić, pomyślał. Znów przerwały mu natarczywe myśli. Mógł mieć każdą, ale pragnął tej jedynej, tej która odeszła.
- ale jego koncepcja doskonałości i darzenia do niej jest genialna. Przekonywała staruszka- pamiętasz jak za młodu tylko Bergson i jego pęd życia?
- tak, tak, to elan vital, które usłyszeliśmy u tej, jak się ona nazywała...
- Niesławska, kochanie, z pamięcią coraz gorzej u ciebie.
Z troską wzięli się za ręce, martwiąc się o zdrowie swojej drugiej połówki.
- co ja bym bez ciebie zrobił- po chwili milczenia odezwał się staruszek. Jego oczy wyrażały to samo. Miłość. Bezgraniczną miłość. Tak jak on z Michaele.
- ale przerwała wszystko wojna. Pamiętasz jak walczyliśmy?
Tu Eryk zostawił kochanków samych. Tak Eryk miał na imię, była jedną z nielicznych informacji o sobie, jaka pamiętał. Szedł bezmyślnie w kierunku zapachu dobrego jedzenia. Głód. Jedno z tych uczuć, które trudno pominąć. Podobnie jak z miłością. Oparł się o drzwi wagonu barowego. Pomyślał o swym ciele. Mówiono że jest przystojny. Wysoki, muskularny brunet o ciemnych oczach. W których jak mówiono, niegdyś paliły się iskierki. Teraz pozostał mrok. Potarł ręką po brodzie. Poczuł chropowaty zarost. Najwyższy czas się ogolić, pomyślał. Znów przerwały mu natarczywe myśli. Mógł mieć każdą, ale pragnął tej jedynej, tej która odeszła.
w
pociągu, pośród zbóż….
Do
przedziału wślizgnęła się drobna postać. Chłopak, krótko
włosy. Gdy jego ciało wysunęło się z cienia jakie rzucało
zachodzące już słońce, okazało się że był wyższy od
siedzącego.
-Hej
Konrad jestem- odezwał się stojący. Nie wiedzieć czemu zaczynał
rozmowę.- a ty?- niezrażony milczeniem kontynuował
-Krystian-
najchętniej zakończyłby rozmowę, wparował tutaj i go rozprasza.
Nie cierpiał nachalnych typów. Choć nie mówiąc, Konrad był
przystojny. Nawet bardzo. Ale cóż osób o jego orientacji nie
spotyka się od tak. Marzenie. Nie chce kolejny raz się rozczarować.
W ogóle o czym on myśli!
-Aleś
ty małomówny- rzekł Konrad- myślałem że chociaż zajmę się
rozmową, ale cóż...
-tja,
miły to ty nie jesteś- nie cierpiał gdy mu się dogryzało.
-Gdzie
jedziesz?- nie przerywał nieznajomy- Bo ja do Czarnkowa
Nawet
nie czekał na odpowiedź. Tacy ludzie też się zdarzają. Szkoda że
w jego przedziale.
-niestety
ja też... - ton Krystiana wskazywał na chęć zakończenia tej
konwersacji
-o
do mojego rodzinnego miasta. Ja właśnie wracam do domu z mojej
uczelni. Udało mi się uciec wcześniej. A ty po co?
Nie
wiedząc czemu, pchał się na miejsce obok milczącego chłopaka.
-tu
moja miejscówka
-ok,
luz, jadę do babci na wakacje. Przepraszam ale zmęczony jestem idę
spać.- Za wszelką cenę chciał zakończyć tą rozmowę. Nie
miał ochoty na poznawanie nowych osób. Najchętniej siedział by
sam. Konwersacja sprawiała ból. Przypominała mu o przyjaciołach,
którzy się odwrócili od niego, o jego rodzinie.
-A,idź,
idź, nudziarzu. Powiedział Konrad robiąc głupią minę do
niego.Krystian uśmiechnął się mimowolnie. O wiele lepiej wyglądał
z uśmiechem na ustach.
Zamknął
oczy. Gdy je otworzył na dworze było już ciemno. Zdał sobie
sprawę że spał dłużej niż planował. Chciał sięgnąć po
telefon. Ale dlaczego mu było tak godnie. To o co się opierał nie
było fotelem pociągowym. Ciało drugiego człowieka. Choć przez
bluzę, ale to uczcie było niesamowite, nawet nieziemskie. Opierał
się o tego chłopaka. Nie wiedząc czemu zrobił się czerwony. Na
szczęście tamten nie dojrzy tego w ciemności. Spojrzał w miejsce
gdzie jego twarz powinna się znajdować. Tam też
była.
Jego piękne usta były lekko rozchylone, a oczy były zamknięte.
Dlaczego myślał o tych ustach. Dobrze mu było na jego ramieniu.
Ale bał się. Wielu rzeczy. Odrzucenie. Ból po stracie. Nie chciał
tego znów przeżywać O czym on myślał. Nawet nie znał jego
nazwiska. Ale co mam do stracenia, pomyślał Krystian tuląc się w
ramię śpiącego chłopaka. Ile by dał żeby ten stan trwał
wiecznie. Tylko aby mieć tą drugą osobę, której mógłby zaufać,
zamieszkać, spędzić z nią życie. Pewny był jednego, spędzi
jeszcze kilka godzin na ramieniu obcego chłopaka. O ile tamten się
nie obudzi.
w
głowie tego drugiego....
Konrad
czuł tego śmiesznego chłopaczka na swoim ciele. Nie ukrywał,
podobał mu się. Jeszcze do tego jedzie do jego miejscowości.
Wiedział że nie siada na swoim miejscu, nawet nie w swoim
przedziale ale gdy ujrzał nieznajomego, który patrzył się w pola
tonące w ostatnich promieniach słonecznych, uznał że zobaczył
anioła. Miał szczęście, że konduktor się gdzieś zawieruszył i
nie sprawdził mu biletu. Przecież miał miejscówkę na drugim
końcu pociągu. Pomimo takiej rozmowy, tej całej wrogości i tak
uznał że on jest wart jego starań. Chciał już go całować,
wsunąć rękę w spodnie i.... Na za dużo sobie pozwalał. Aż
zaczął się obawiać że mu stanie. Ciekawe jakby zareagował nowo
poznany kolega.Spojrzał na zegarek. Cholera za 15 minut trzeba
wysiadać, upomniał się w myślach. Zaczął delikatnie szturchać
młodego. Przynajmniej tak uznał. Wyglądał na 2 lub 3 lata
młodszego od niego. Szykuje się niezła zabawa na wakacje.
Krystian
obudził się, zobaczył uśmiechniętą, choć bardziej pasowało
określenie szczerzącą się twarz nad sobą.
-Budź
się młody- powiedział Konrad- za niedługo wysiadamy
-Już?
-Noooooo.
Wygodnie się spało? - śmiejąc się w duchu, patrzył na
zakłopotanie chłopaka. Chciał go przytulić, ale jednocześnie
obawiał się że go przestraszy, wolałby jeszcze posiedzieć z nim-
pomóc ci z walizką?
-Nie
trzeba, poradzę sobie.- odburknął zawstydzony. Czego on chciał od
niego, przecież jest facetem i nie wygląda na słabego. Choć w
sumie niezły z niego był anorektyk.
-Ejj,
pewnie nie masz pracy na wakacje, bo co można u nas na wsi znaleźć.
Dasz mi swój numer? Wyciągnę cię z domu bo tak skiśniesz.
-Co
się tak mną interesujesz?-udawał nie miłego, ale Kondrat go
zaintrygował. Ciekawe czego on od niego chciał. Taki przystojniak.
Wahał się, ale odpowiedział- masz co mi szkodzi- Po czym pokazał
swój numer na ekranie telefonu.
-Widzisz,
potrafisz być miły. Na swój sposób.- pokazał mu język- daj mi
tą walizkę, bo jeszcze zrzucisz moją torbę- powiedział i natarł
ciałem tak aby Krystian usiadł na siedzeniu, mając oczywiście
krocze przed twarzą. Taki był jego plan. Powoli sięgnął po bagaż
chłopaka. Wiedział że jego koszulka odsłoni brzuch. Ciężko było
w tej pozycji napiąć mięśnie na klacie, ale widział jak tamten
się rumieni. Ciekawe czy jest prawiczkiem. Jego ciekawość często
odstraszała innych. Z tego powodu mimo że był lubiany, nie miał
przyjaciół, nawet nie marząc o facecie. Ale on, siedzący przed
nim, starający się ukryć rumieńce, które można jedynie porównać
do 13 latki będącej na koncercie Justina Biebera. Ściągnął jego
walizkę i swój bagaż.
-Chodź-
powiedział do czerwonego jeszcze chłopaka- moja rodzinka czeka na
mnie na dworcu to cie podwieziemy. Gdzie mieszkasz, bo ja na
przeciwko nowej Biedry. Choć w sumie ten sklep został otwarty
dopiero miesiąc temu wiec pewnie nie wiesz- Krystian wsłuchiwał
się w monolog chłopaka, podobał mu się jego głos.
Widział
przez okno że wjeżdżają już na stacje. Zasłuchany w głos, nie
chciał wysiadać. Strach. Taki że może go nigdy nie zobaczyć. Ale
chciał jego numer. Po co? Rzadko zadawał sobie to pytanie. Z natury
nie był ciekawski. Lubił mieć wszystko od razu. Bez pytań. Bez
zagadek. Ale Kondrat go zainteresował. I tu pojawiła się nadzieja,
że może coś z tego będzie. Nie może tak myśleć. Uśmiech znikł
z jego twarzy.- Coś nie tak powiedziałem?- zapytał się
przestraszony student, którego zdziwiła zmiana zachowania. - Chodź,
wychodzimy, bo jeszcze pojedziemy dalej- kontynuował, nie czekając
na odpowiedz towarzysza podróży.
Wyszedł
pierwszy, słysząc jak Krystian podąża za nim. Chłopcy wysiedli z
pociągu. Oślepiło ich słońce nowego dnia.
Syberia...
Żarcie
było dobre. W sumie to przypomniało mi się że jednak go stać.
Minusy amnezji. Jedak było jeszcze jedno konto pozostawione na
czarną godzinę. Musiał być oszczędny w poprzednim życiu. Czasem
docierały do Eryka wspomnienia tego co było. Ostatnio coraz
więcej przypominał sobie o codziennych sprawach. Mniej o Michaele.
Z jednej strony irytowano, ale z drugiej było balsamem dla duszy.
Strata ukochanej podzieliła jego życie na dwie części. To co było
i teraz. Druga części była zależna od pierwszej. Nie potrafił
uwolnić się od przeszłości. Czasem zastanawiał się co będzie
potem, gdy rozwiąże sprawę. Czy będzie umiał znów zacząć
normalna pracę? Założyć rodzinę? Odpychał od siebie te myśli.
Liczyło
się rozwiązanie sprawy. W sumie, jak ma pieniądze wysiądzie na
najbliższej stacji i poleci. Będzie szybciej. Teraz na celu miał
jedyna zamieszkała w Polsce rodzinę ukochanej. Jej ciotkę .
Poznali się u niej, pamiętał tamte chwile.....
mgliste
wspomnienie o zdarzeniu w maleńkiej wsi...
-Hej
nie jesteś stąd? -zagadał do uroczej blondynki, stojącej za kasą-
nie widziałem cię tutaj a trochę już tutaj jestem
-
nie przyjechałam na wczasy, odpocząć
-
Michaele, przywitaj się normalnie z panem- powiedziała pani
Krystyna właścicielka sklepu, niosąc wypełnioną po brzegi
skrzynkę z jabłkami. Aż dziw że ona to udźwignęła, pomyślał
Eryk, on sam pewnie miałby z nią problem.
-
jaki ja pan, tyle razy pani mówiłem że Eryk wystarczy.
-
e tam, przywitaj się z moją bratanicą, wiesz studiuje w Paryżu na
bardzo prestiżowym kierunku. Prawo kochanie?
-Tak,
ciociu, nie rób mi reklamy- Michaele speszyła się, gdyż chciała
w te wakacje odpocząć od tego wielkiego świata, chciała być
sobą, co nie było jej dane w wielkim mieście, takim jak stolica
Francji.
-
tak, tak, jest się czym chwalić, wiesz Eryk, ona nie ma chłopaka,
ani nigdy o żadnym nie wspominała, prawda że jest urocza ?? No
chłopie weź numer, a nie patrz się jak ciele na malowane wrota! No
dalej Michaele daj mu ten numer! Co ja młodzi mam z wami!
powrót
do teraźniejszości….
W
ten sposób zdobył numer Michaele. Wszystko dzięki pani Krysi,
sklepikarce.Gdy wtedy wszedł do sklepu myślał że Michaele jest
zwykła prostą dziewczyna ze wsi. Nigdy by nie pomyślał, że
dziewczyna za kasą, może studiować prawo na najlepszym
uniwersytecie Francji.
To
ich połączyło. Zamiłowanie do zagadek. Do zbrodni, która
ostatecznie ich zgubiła. Stanął z poważną mina. Ta ostatecznie
ich zgubiła. Przypomniał sobie coś. Byli oni w czasie
rozwiązywania kolejnej sprawy, gdy ją ktoś mu odebrał. Pobiegł
zapisać sobie tą informację do jednego z licznych notatników.
Miał ich piętnaście, każdy dotyczył Michaele. Wypełnione były
informacjami odnalezionymi przez niego. Zapisał kolejna informacje,
jednakże wciąż układanka była w rozsypce. Nie umiał sobie
poradzić z nią. Nie potrafił dostrzec kluczowego elementu. Gdyby
była tu Michaele. To ona zawsze go ratowała w tych sytuacjach bez
wyjścia. Jeździli razem po Europie, rozwiązując zagadki pozornie
nie do rozwiązania. Ale dla nich nie był to problem. Zgarniali
grubą kasę. Marzyli o wspólnym domku w miejscu poznania, chcieli
dokończyć jedna=ą sprawę, ale to się stało. Odebrali mu ją.
Musiał o tym przestać myśleć bo zwariuje. A zdrowy rozsądek był
mu potrzebny by dokonać zemsty. Tylko po to. Potem mu nie będzie
potrzeby.
mała
wieś, gdzieś w Polsce
Gdy
jego oczy przyzwyczaił się do światła, pierwsze co był wstanie
dostrzec to ceglany budynek dworca. Dziwne że tam się zatrzymywał
pociąg na tej maleńkiej stacji. Stała też tam liczna rodzina, co
najmniej 5 dzieciaków, które wydawały przeróżne dźwięki oraz
jedna tęga kobieta. Dostrzegli ich.
-
Konrad, Konrad, Konrad przyjechał - rozległy się wrzaski
-
dobrze że jesteś synu - odezwała się kobieta
-
wiem, wiem mamo, pomoc w domu się przyda, cieszę się że cię
widzę- entuzjazm chłopaka nie osłabł, widać iskierki w jego
oczach - to jest mój kolega Krystian - przyjechał do babci.
Podwieziemy go prawda?
-
no oczywiście, bierz go tu i przedstaw go
-
no dobrze dobrze, to od lewej, to jest Adaś, Zenuś, Ola, Kinga i to
na uboczu to Paweł, a to mama tej gromadki pani Basia, moja mama -
przedstawiał po kolei swoje rodzeństwo, które nie posiadało
jakich szczególnych cech wspólnych. Z jednej strony zerkały oczy
zielone , z drugiej niebieskie, parę też było ciemnych. Krystian
nie zwrócił zbytnej uwagi na resztę, bo kolega go dźgnął.
-
no przywitaj się
-
o zapomniałbym, jestem Krystian, wnuk pani Heleńskiej, może pani
kojarzy?
-
no proszę cię kochaneczku, kto nie zna pani Heleńskiej? Ta pomocna
kobieta nie raz spoglądała tej gromadki, gdy musiałam iść po
sprawunki. złota z niej kobieta. Dobra koniec gadania. Pakujcie się
na furmanki. Mieszkamy obok siebie. No dalej, nie mam całego dnia.
Tu
dzieciarnia zaczęła wchodzić na wóz, miejsca nie zabrakło
również dla wnuka Heleńskiej. Powozić osobiście miała pani
Basia. Nie mogła być Barbarą, gdyż tak poważne imię nie
pasowało do tak żywej i radosnej osoby. Dobrze sobie radziła,
prowadząc dwukonna bryczkę, zaprzeczoną w przepiękne konie, które
z pewnością nie były do tej pracy stworzone. Nie poświęcił
zbytniej uwagi karemu ogierowi, lecz zaczął przyglądać się
białej klaczy, która według niego była po prostu piękna.
-
fajna, nie? -zagaił rozmowę Kondrat- umiesz jeździć konno, choć
jak tu masz babcie to ma stówę umiesz.
-
nieee .... bąknął nieśmiało Krystian - dawno tu nie byłem
-
to cię nauce! - wykrzyknął radośnie Konrad, ucieszony że już
znalazł powód żeby spędzić z tą chodząca zagadka parę chwil.
Ciekawe
czy uda się go poderwać, choć tamten nie wyglądał na takiego na
jedną noc. A on mi chciał się bawić w związki, nie miał ma to
czasu. Zbyt wiele problemów. Tyle gęb do wyjaśnienia. Jego mama
nie dawała rady. Wiedział to. To był powód dlaczego wyprowadził
się do internatu i walczył o stypendium. Choć i tak, pomimo
odciążonego budżetu, ciężko było utrzymać tę bandę, lecz ona
ukrywała prawdę przed nim. Pewnie się obawiała, że on może
rzucić szkołę. Zrobiłby to dla niej,bo ona była osobą, która
uratowała go przed złym końcem.
stare
dzieje, w mrocznych zakątkach umysłu Konrada….
Był
zły. Zawsze. Odkąd tylko pamiętał. W bidulu tylko te jędze
krzyczały. On wolał ucieczki, szlajanie się. Ostatnio zaczął
próbować mocniejszych rzeczy od maryśki. Starsi się dziwili, że
on drugi gimnazjalista takie rzeczy odwalał. A co. Wolno mu. Nie ma
rodziców. No w sumie to ma, ale mają go w dupie. Oddali go podobno
ze względu na problemy finansowe. Taaa. Trzeba było karmić
gówniarza i na wódkę nie było. Tak sobie wyobrażał dom i
rodziców, których nigdy nie widział.
Szedł
ciemną ulicą, aż zobaczył wychowawcę. A tego kurwa brakowało.
Odwrócił się z zamiarem odejścia w drugą stronę, ale tamten już
go dojrzał. Zaczął drżeć ryja za nim. Nosz cholera. Nawet nie ma
gdzie uciec. Wychowawca podbiegł
-jacyś
ludzie chcą cię widzieć
-
mnie???- Odrzekł Kondrat zdziwiony. Takiego jak on. Czyli dzieciaka
gorszego sortu, którego nigdy nie brali. Tacy jak on kończyli w
pierdlu.
Drogę
do bidula przebyli w milczeniu. Szary budynek w którym spędził
tyle miłych inaczej chwil. Taaa. I tak go nie wezmą. Po co komu
problematyczne dziecko. Wszedł do tak zwanego pokoju przesłuchań.
Tam zazwyczaj poznawało się rodzinę nową.
Usłyszał
wychowawczynei.
-
ale na pewno państwo chcą jego? On jest wyjątkowo problematyczny,
trzeba będzie załatwić mu fachową opiekę psychologa....-
zauważyła go i zamilkła, bo przecież mógł ją usłyszeć. Nigdy
mu tego w twarz nie powiedzą bo to nie pedagogiczne. Tja.
-
cześć jestem Basia. Miło mi ciebie poznać. A to mój mąż-
wskazała na bogato ubranego mężczyznę, z roleksem na ręce. Umiał
rozpoznawać oryginały, bo krótko mówiąc znał się na kradzieży.
Kobieta też nie była najgorzej ubrana. Tacy bogacze jego by
chcieli. Dobre sobie. Niech sobie jaj nie robią.
-
jestem Kondrat i nie mam pojęcia po co ta rozmowa
-
bo chcemy cię adoptować młody człowieku- powiedziała bogata
paniusia. Zapaliły się jej ogniki w oczach.Tja. I tak go oddadzą.
Zawsze tak robili.
Fajnie się zapowiada.
OdpowiedzUsuńKilka błędów. Zacznijmy od tego, że czasami zdarza ci się zamiast Konrad pisać Kondrat, albo zamiast doglądała całej gromadki to ty spoglądała^^ co prawda jest kilka rażących błędów, ale sama z doświadczenia wiem, że tekst bez błędu to tekst do dupy;) także nie ma co się stresować. Zawsze to najłatwiej krytykować, ale żeby samemu spróbować to nikomu się nie uśmiecha także doceniam staranie:)
Trochę jeszcze trzeba by było popracować nad tekstem, ale nie jest źle. Ważne, że już po pierwszym rozdziale przyciąga się czytelnika, aby wrócił i przeczytał dalsze części. Mam nadzieję, że (oprócz mnie) inni również będą chętnie publikowali swoje komentarze, opinie i z niecierpliwością będą oczekiwać kolejnych rozdziałów.
Duuuużo weny bo na pewno się przyda.
~kira
to mam nadzieję że Ciebie przyciągnąłem.
UsuńPomysł na opowiadanie wydaje się ciekawy. Trochę chaotyczne przeskakiwanie między bohaterami, ale do poprawy. Kilka błędów, ale słownik i też da się poprawić :) Przydałaby się beta, lub czytaj tekst po napisaniu, wyłapiesz błędy ortograficzne i stylistyczne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny, idę czytać drugi rozdział.
Magda
trochę chaosu jest wskazane, osobiście tak uważam. Czytam i czytam, ale własne błędy ciężej znaleźć niż innych.
UsuńFaktycznie, pojawiają się błędy. W zasadzie to błędziki, te można wyeliminować. Ale to już było, ja nie o tym chciałam. Samo opowiadanie, właściwie jego początek, zachwycił mnie i nie mogę się doczekać dalszego czytania. Bardzo, bardzo :-) Cieszę się, że skorzystałam z zachęty osoby, której opowiadania cenię i uwielbiam. Zajrzałam, przeczytałam i bardzo polubiłam. Dziękuję. Dlatego życzę Tobie dużo weny i wytrwałości bez chwil zwątpienia ;-)
OdpowiedzUsuńczyli Luanie mam dziękować za kolejnego fana? w sumie to dzięki niej tylko to czytasz, to ona zachęciła mnie do publikacji
UsuńDzięki Luanie trafiłam na Twoje opowiadanie, dzięki Tobie je czytam ;)
OdpowiedzUsuńi tak jej dziękuj, bo ona była pierwszą, która pierwszy rozdział czytała i zachęciła do stworzenia bloga. Nawet teraz daje mi przydatne rady. Mam nadzieje, że czytasz to O Mistrzyni.
UsuńDzięki Luanie trafiłam na Twoje opowiadanie, dzięki Tobie je czytam ;)
OdpowiedzUsuńFajne czekam na daaalej i dłużżżżej:-)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, błędy są, ale znajdziesz betę i będzie ok, a z czasem i każdym napisanym rozdziałem i tak będzie ich coraz mniej. Fajne postaci, mam nadzieję że dobrze poprowadzisz tą historię. Widzę po ilości komów, że nie tylko mnie ona zaintrygowała. Powodzenie w dalszym pisaniu, weny i duuuużo komentarzy i dłuższych rozdziałów, żeby nakarmić nasz głód yaoi.
OdpowiedzUsuńAmelia
Oczywiście że będę się starał i na razie mi to nieźle chyba wychodzi.
Usuń